Rozmowa z prof. Michaelem Szporerem, wykładowcą dziennikarstwa i nauk politycznych University of Maryland.
- Z niedowierzaniem.
Ale wreszcie Pan uwierzył?
- Tak, choć z trudem.
Rozumie Pan wyjaśnienia MON, że takie nominacje należą się tylko tym, którzy zginęli na polu walki lub zostali zamordowani w związku z działaniami na rzecz Polski suwerennej i demokratycznej?
- Nie rozumiem. Czy to wina Karskiego, że przeżył? Załóżmy, że wraca do Polski ze Stanisławem Mikołajczykiem, że łapie go bezpieka i morduje. Wtedy by się - zdaniem ministra Siemoniaka - należało?
A Pana zdaniem, za co się Karskiemu należy generał?
- Za bezprecedensową misję wojenną w służbie Polsce Podziemnej i Rządowi RP na Wychodźstwie. W ramach tej misji poinformował świat, że okupowana Polska posiada swoje Państwo Podziemne ze wszelkimi atrybutami normalnego państwa oraz zasługuje na sojuszniczą pomoc i wsparcie. Po drugie, przekazał udokumentowany raport o zagładzie narodu żydowskiego na masową skalę oraz wołanie tego narodu o pomoc. Jak wiadomo świat nie zrobił nic, aby Żydów ratować.
Jeden z najwybitniejszych światowych liderów żydowskich, Abraham Foxman, dyrektor Ligi Przeciw Zniesławianiu (ADL) w liście do prezydenta Bronisława Komorowskiego napisał, że Jan Karski mógł pośmiertnie stać się pierwszym w historii generałem, który otrzymał taki awans za batalię na rzecz ocalenia Żydów z Holocaustu. Polska z tej okazji nie skorzystała.
- Nic więcej nie można dodać. Zwracam uwagę, że dzieje się to wszystko w czasie, kiedy opuszczona i bez pomocy pozo-staje obecnie Ukraina, a Tatarom krymskim grozić może taka sama zagłada, jak Żydom. Brak zdolności prostego pokojarzenia, że misja Karskiego szczególnie donośnie wybrzmiewa dziś, jest wiecznie aktualna niestety nie mieści mi się w głowie.
A środowiskom emisariuszy i kurierów taka nominacja nie należała się symbolicznie w osobie Jana Karskiego?
- Oczywiście. To kolejny ważny argument.
- Byłem o to pytany przez kilku byłych studentów Profesora Karskiego. Zarówno tych z Wydziału Służby Zagranicznej Uniwersytetu Georgetown, jak i tych z uczelni wojskowych, na których także wykładał. Pytają i słuchają, co mam im do powiedzenia. Mam niewiele. A oni po prostu są zdziwieni. Brak tej nominacji dobrze Polsce nie służy.
Niektórzy sugerują, że problem polega na tym, że apel o nominację Jana Karskiego nie wyszedł ze środowisk, które z zajmowania się Karskim uczyniły sobie zajęcie zawodowe. Po prostu "przespali”, a teraz przeszkadzają, aby nominację dostał...
- Istotnie, wokół pamięci Jana Karskiego popełniono całą serię gaf. Zaczęło się od pominięcia rodziny we wręczaniu Prezydenckiego Medalu Wolności, mimo, że wiedza o istnieniu rodziny była dostępna szefowi polskiej dyplomacji. Potem usiłowano bez wiedzy i zgody rodziny bohatera zdjąć mu nagrobek i zamienić na jakiś inny wykoncypowany z dala od rodziny.
Pomijam już kuriozalny fakt próby lansowania tezy o rzekomo "niedokończonej misji” Jana Karskiego. Bo co? Bo nic nie zrobiono z wiedzą o Holocauście, jaką dostarczył, wypełniając swe zadanie od początku do końca? Jego misja była kompletna. To inni nawet jej nie podjęli. Próba wytwarzania zbitki pojęciowej: Karski = misja niedokończona, po prostu szkodzi pamięci bohatera. Mówi też coś o kwalifikacjach intelektualnych autorów takiej narracji.
Czy wie Pan coś na temat wsparcia pośmiertnej nominacji przez polską ambasadę w Waszyngtonie?
- Nie wiem nic. Polityka nominacyjno-odznaczeniowa tej placówki pozostaje nieodgadniona. Niekiedy zdumiewająca.
Myśli Pan, że Jan Karski ma szansę na awans?
- Tego nie wiem. Wiem jednak, że wielu ludzi chętnie poznałoby opinię w tej materii pana Bronisława Komorowskiego, prezydenta i zwierzchnika sił zbrojnych. Byłoby smutne, gdyby miał tę samą opinię, co pan Siemoniak.
Rozmawiał: Patryk Małecki, Waszyngton