Hakerzy zablokowali dziś rządowe strony. Według ekspertów, dane wrażliwe nie są w Polsce należycie chronione.
Ktoś włamał się do laptopa wiceministra cyfryzacji Igora Ostrowskiego i skradł dane, zarówno prywatne jak i służbowe - ujawnił dziś minister cyfryzacji Michał Boni. - Było zgłoszenie na policję. Uważam, że to jest skandaliczne - powiedział Boni na antenie TOK FM.
Eksperci, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita", przekonują, że taka sytuacja jest poważnym ostrzeżeniem.
- Tego typu akcja jest policzkiem dla premiera, bo okazuje się, że KPRM nie jest w stanie zadbać o bezpieczeństwo własnej strony internetowej - komentuje Adam Bartosiewicz, politolog z UKSW, ekspert od technologii Internetu.
Atak na polskie strony hakerzy rozpoczęli w sobotę wieczorem. Dokonała ich nieformalna międzynarodowa grupa Anonymous znana z protestów m.in. przeciwko cenzurze czy funkcjonowaniu wielkich korporacji.
Tym razem protestuje przeciwko międzynarodowemu porozumieniu ACTA, do którego 26 stycznia ma dołączyć Polska.
Polska jeszcze rozważa, czy dokument podpisze.
"Pokażemy rządowi polskiemu, że nie można cenzurować ludzi" - napisali hakerzy na anglojęzycznym forum.
Według "Rzeczpospolitej", hakerzy przeprowadzili atak dzięki aplikacji DDoS pozwalającej zaatakować system komputerowy z wielu miejsc na świecie jednocześnie. Wykorzystali do tego prosty program rozpropagowany przez nich na Twitterze.
Umożliwia on jednej osobie wygenerowanie w ciągu minuty nawet kilkunastu tysięcy fałszywych prób wejścia na wybraną stronę.
"CBŚ, jak monitorujecie nasze strony, skoro wyłączyliśmy wasze? - kpili anonymousi na Twitterze.
Oficjalnie przedstawiciele rządu mówią, że oprócz blokowania stron nie doszło do włamania na serwery.
W odpowiedzi, późnym wieczorem grupa Anonymous na jednej ze swoich stron poinformowała, że zdobyła tajne, ważne ministerialne dokumenty. Zagroziła, że opublikuje je, jeśli Polska podpisze porozumienie ACTA.