Rok więzienia w zawieszeniu na 3-letni okres próbny oraz 1500 złotych grzywny – to kara, której dobrowolnie poddał się 43-letni Piotr R., który we wsi Rudki pod Kraśnikiem skatował psa.
Katował zwierzę, bo jego kompani obiecali mu butelkę wina, jeśli je „unieszkodliwi”. Zmasakrowany pies ostatkiem sił zerwał się z uwięzi i uciekł do lasu, zostawiając za sobą ślady krwi. – To był makabryczny widok – mówili świadkowie.
Dopiero po naszej interwencji policja zatrzymała mężczyznę i postawiła mu zarzut znęcania się nad zwierzęciem. – Piotr R. przyznał się do winy i skorzystał z instytucji dobrowolnego poddania się karze – informuje Małgorzata Samoń, prokurator rejonowy w Kraśniku.
Ale kara, której poddał się mężczyzna, nie satysfakcjonuje obrońców zwierząt.
– Powinien pójść siedzieć! – nie ma wątpliwości Halina Kowalska-Pyłka, szefowa lubelskiego „Animals”. – Kary w zawieszeniu to przyzwolenie na kolejne akty okrucieństwa, a tych mamy coraz więcej. Skoro nie pomaga mówienie o etyce, sumieniu, człowieczeństwu, to dajmy raz przykład i wsadźmy taką bestię do więzienia.
Tymczasem zwyrodnialec, który pod Włodawą 10 dni temu zabił małego yorka, wciąż może czuć się bezkarny. Nie został zatrzymany, ani nie usłyszał zarzutów. Rzecznik włodawskiej policji Andrzej Wołos powiedział nam wczoraj, że „ma na głowie ważniejsze sprawy”.