Ghana, Kenia, ale też Mauritius i Seszele. Do tych państw firma Mutalo Group z Kraśnika eksportuje napoje energetyczne Kabisa. Można je kupić w sklepach i od ulicznych sprzedawców. Najlepiej sprzedaje ten o smaku tropikalnym.
– Do Afryki wyjechałem kilka lat temu i mieszkałem tam przez jakiś czas. Zresztą moja wspólniczka Kaja Suchora, która pochodzi z Kraśnika, również pracowała w różnych krajach w Afryce – opowiada Tomasz Adam Nowowieyski, współzałożyciel i prezes Mutalo Group z siedzibą w Kraśniku. – Pracowałem dla niemieckiej firmy, rozwijałem biznes internetowy. Zarządzałem serwisem handlowym, najpierw w 4 krajach afrykańskich, a później aż w 17. Z czasem zaczęli się do nas zgłaszać różni dystrybutorzy i ludzie, których chcieli sprowadzić np. samochód czy elektronikę.
Z czasem też pojawił się pomysł aby ściągać na afrykański rynek polskie napoje. – Spotkaliśmy się z kilkoma dużymi markami w Polsce, ale ich oferta nie do końca odpowiadała naszym potrzebom – mówi Nowowieyski. – Opakowania tych napoi są zwykle w ciemnej kolorystyce. Tymczasem kultura afrykańska jest wesoła, słoneczna i kolorowa. „Smutne” drinki w ogóle nie pasują do tamtego klimatu.
Właściciele firmy Mutalo Group postanowili więc rozpocząć produkcję na własną rękę. Tak powstał napój energetyczny o nazwie KABISA (w języku suahili: doskonale, absolutnie). – Nasz napój nie kojarzy się ze sportem. Nie reklamujemy go w ten sposób. KABISA kojarzy się z imprezą – tłumaczy Nowowieyski. – Kultura afrykańska jest bowiem nakierowana na zabawę. To kultura kolektywistyczna, gdzie bycie razem jest bardzo ważne.
Napój można dziś kupić m.in. w Ghanie, Kenii, ale też w państwach wyspiarskich na Oceanie Indyjskim – na Seszelach i Mauritiusie. KABISA produkowana jest w kilku smakach. – Najpopularniejszy jest tropikalny – dodaje Nowowieyski.
Poza energetykiem kraśnicka firma produkuje również kilka marek napojów gazowanych i alkoholowych, które także są eksportowane na rynki afrykańskie np. KABISA Cola czy Juisi Orange Juice.
– Konsumenci doceniają przede wszystkim to, że nasza Kabisa wydaje się być produktem lokalnym, ale w przeciwieństwie do produkcji lokalnej jest w jakości importowej – tłumaczy Nowowieyski. – Dla naszych odbiorców ważne jest też to, że jakaś europejska firma stworzyła produkt specjalnie na afrykański rynek. To rzadkość. Zwykle do Afryki wysyła się końcówki produkcji.
Firma myśli już o kolejnych kierunkach sprzedaży. Najbliższe plany to Zjednoczone Emiraty Arabskie. – Mamy poważnego dystrybutora, z którym dyskutujemy na ten temat – przyznaje Nowowieyski. – To jest jednak zupełnie inny rynek, niż ten afrykański. Na czarnym lądzie sporą część sprzedaży stanowi sprzedaż uliczna. Zaś w ZEA jest podobnie jak w Europie. W grę wchodzą więc sieci handlowe i hipermarkety.