Pani Maria z Krasnegostawu wraz z mężem złożyła zeznanie podatkowe na początku lutego. Zwrot podatku po otrzymali dopiero w czerwcu. Oboje chcą ustalić co w tym czasie działo się z ich pieniędzmi.
– Cierpliwie czekaliśmy na zwrot podatku, który mieliśmy otrzymać przez Pocztę Polską – mówi pani Maria (nazwisko do wiadomości redakcji). – Mój mąż wielokrotnie pytał listonosza czy przypadkiem nie nosi już rozliczeń podatkowych. Twierdził on, że rzadko trafiają się tego rodzaju przekazy. W końcu straciliśmy cierpliwość i 27 kwietnia mąż udał się do Urzędu Skarbowego w Krasnymstawie, żeby dowiedzieć się co stało się z pieniędzmi i kiedy je otrzymamy.
Mąż pani Marii dowiedział się, że pieniądze zostały przekazane Poczcie Polskiej, a Urząd Skarbowy ma potwierdzenie, że pieniądze zostały przez niego i jego żonę odebrane. Z tą wiedzą udał się na pocztę, gdzie naczelnik potwierdziła mu, że przekaz został doręczony, podpisany, a pieniądze wypłacone adresatowi. Chodziło dokładnie o 1104,50 zł.
– Żaden z domowników niczego takiego nie podpisywał, ani tym bardziej nie pobrał pieniędzy – zapewnia pani Maria. – W tej sytuacji poprosiliśmy o wyjaśnienie sprawy. Naczelnik obiecała nam, że wyśle prośbę o odesłanie przekazu z archiwum w Bydgoszczy i wtedy dowiemy się kto go podpisał i odebrał pieniądze oraz kto je wypłacił niewłaściwej osobie.
Mijały kolejne tygodnie, a odpowiedzi na te pytania wciąż nie było. Pani Maria z mężem bądź synem co raz odwiedzali w tej sprawie Urząd Pocztowy. Niezmiennie kazano im czekać. Obiecywano też, że kiedy tylko kopia przekazu dotrze z Bydgoszczy do Krasnegostawu, to pocztowcy ją udostępnią. Ta kopia była im potrzebna, gdyż podejrzewając, że mogło dojść do przestępstwa postanowili zawiadomić o sprawie policję i prokuraturę.
– Dopiero 6 czerwca mąż odebrał telefon z informacją od pani naczelnik, że pieniądze się znalazły – mówi pani Maria. – W Urzędzie Pocztowym, gdzie udałam się z synem, czekały na nas naczelnik i kierowniczka. W ich obecności podpisałam protokół zaginięcia przesyłki/przekazu oraz kartkę z identyfikatorem przekazu z naszym adresem i adresem Urzędu Skarbowego. Kopii oryginalnego przekazu nam nie pokazano. Naczelnik stwierdziła, że pomyłki się zdarzają, tym bardziej, że mamy popularne na tym terenie nazwisko.
Rzecz w tym, że zdaniem pani Marii i jej syna, który z zamiłowania zajmuje się historią, ich nazwisko w kraju nosi zaledwie kilkanaście osób i wszyscy są ze sobą blisko spokrewnieni. Tym bardziej upomniała się o kopię przekazu z podpisami osoby wypłacającej i przyjmującej pieniądze.
– Chcieliśmy wiedzieć, kto podrobił mój lub męża podpis – opowiada pani Maria. – Naczelniczka powiedziała, że nie udostępni nam tego dokumentu ponieważ, jak stwierdziła… nikt go nie podpisał! Dodała też, że nawet policji tego dokumentu nie pokaże.
– Nic takiego nie powiedziałam – zapewnia Lidia Balczyńska, naczelnik Urzędu Pocztowego w Krasnymstawie. – Jeśli policja wystąpi do nas o taką dokumentację, to ją udostępnimy.
Problem w tym, że pani Maria na policji już była. Tam miała usłyszeć, że dopóki nie przedstawi kopii przekazu, to policjanci nie będą mieli podstaw do wszczęcia dochodzenia. W tej sytuacji tydzień temu zgłosiła sprawę w miejscowej prokuraturze.