Wczoraj w Sądzie Rejonowym miał zapaść wyrok w sprawie kobiety, która próbowała utopić swojego psa. Zwierzę w ostatniej chwili uratowali świadkowie tego zdarzenia. Ostatecznie ogłoszenie wyroku zostało przełożone na 26 lutego.
Oskarżona chciała utopić psa w listopadzie ubiegłego roku. Wtłoczyła go do worka obciążonego cegłą. Jak zeznali świadkowie, worek zawiązała, potrząsnęła nim i cisnęła do rzeki w Borowicy. Traf chciał, że obok przejeżdżała autem mieszkanka tej miejscowości. Zawróciła i wraz z córką wyciągnęły worek na brzeg. W związku z tym, że zwierzę nie oddychało, zawiozły go do lecznicy weterynaryjnej.
– Pies, którego panie z Borowicy do mnie przywiozły, był już przytomny, przemoczony i bardzo przestraszony – mówi lekarz weterynarii Agnieszka Cichosz. – Przez kolejne dni bał się ludzi. Panicznie reagował na przypadkowe podniesienie ręki, co wskazuje, że mógł być bity. Ponadto kulał i ogólnie był skrajnie wycieńczony.
Lekarka pobrała od psa krew do badań. Na podstawie zdjęcia rentgenowskiego stwierdziła też, że miał zwichnięty staw biodrowy. Dziś, po rehabilitacji, zwierzę jest wręcz okazem zdrowia. Przestało się bać ludzi i zyskało nowy dom. Przygarnęła go Małgorzata Celej z Siennicy Różanej.
– Do lecznicy pani Cichosz wybrałam się z chorym kotem, którego ktoś mi podrzucił – mówi pani Małgorzata. – No i zastałam tam Bingo, psa uratowanego z rzeki. Znałam jego historię, która bardzo mnie poruszyła. Kiedy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że wróci ze mną do domu. Natychmiast stał się pupilem wszystkich domowników.
Agnieszka Cichosz na co dzień współpracuje z Fundacją Viva i Stowarzyszeniem Chełmska Straż Ochrony Zwierząt. Jako weterynarz bywa też konsultantką krasnostawskiej policji. W procesie przeciwko kobiecie, która chciała utopić psa wystąpiła w charakterze oskarżyciela posiłkowego.
Bała się komentarzy
Sama oskarżona, 31-letnia mieszkanka Borowicy, już na policji przyznała się do zarzucanego jej czynu. Diametralnie zmieniła front w sądzie podczas pierwszej i drugiej rozprawy. Utrzymywała, że w ogóle nie była nad rzeką.
Dopiero wczoraj ponownie przyznała się do winy. Dlaczego? Bo bała się „niekulturalnego” zachowania pań uczestniczących w rozprawach i skutków komentarzy w internecie. Te panie to lekarz weterynarii oraz osoby związane z Fundacją Viva i Stowarzyszeniem Chełmska Straż Ochrony Zwierząt.
Ze strony sędziego padło też pytanie, dlaczego chciała utopić psa? – Chciałam go oddać do schroniska, ale wyczytałam w internecie, że nie jest to takie proste – odpowiedziała 31-latka. – Żałuję tego, co zrobiłam. Ten pies często uciekał. Policjant zwrócił mi uwagę, że będę miała z tym problem.
Kara
Prokurator zażądał dla oskarżonej kary roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie oraz grzywny w wysokości 600 zł i 500 zł nawiązki na rzecz Stowarzyszenia Chełmska Straż Ochrony Zwierząt.
Oskarżyciel posiłkowy poszedł dalej – zażądał zmiany kwalifikacji czynu polegającego już nie tylko na znęcaniu się nad zwierzęciem, ale znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem. Dlatego też zażądał kary dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, zakazu posiadania zwierząt przez okres 10 lat, przepadek drugiego, trzymanego w domu psa oraz nawiązki w wysokości 1000 zł na rzecz Stowarzyszenia.
Obrońca oskarżonej zaproponował karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, 500 zł grzywny, tyle samo tytułem nawiązki oraz dozór kuratora. Problem w tym, że rodzina 31-latki takim dozorem jest już objęta. Ostateczną decyzję sąd ogłosi 26 lutego.