Rodzina Pawła Marzędy chce, żeby śledztwo w sprawie zabójstwa ich syna prowadzili prokuratorzy spoza Lublina. Zwróciła się w tej sprawie do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Dołączyła długą listę działań, które - jej zdaniem - mogą pomóc wyjaśnić okoliczności śmierci jej syna. Chodzi m.in. o ponowne sprawdzenie, w których stacjach przekaźnikowych logowały się telefony osób, mogących mieć związek z tą zbrodnią.
Anna Marzęda niemal na pamięć zna wielotomowe akta z zebranymi dotychczas dowodami. - W Lublinie prokuratorzy je lekceważą - uważa. - Ja tej sprawy tak nie zostawię.
28-letni Paweł został zamordowany 6 lipca 2007 roku. Zajmował się naprawami skomplikowanych autoalarmów. W Kolonii Pałecznicy pod Lubartowem budował warsztat samochodowy. To właśnie tam zabójca zadał mu ciosy młotkiem w głowę.
Policja znalazła zwłoki Pawła zakopane w lesie pod Parczewem. Miejsce wskazał Krzysztof P., który pomagał Pawłowi przy naprawach. Został oskarżony o zabójstwo. Jego proces toczy się już w Sądzie Okręgowym w Lublinie.
Krzysztof P. twierdzi, że w zbrodni brali udział również dwaj inni mężczyźni. Zostali aresztowani, ale prokuratura w końcu uznała, że nie ma dowodów ich winy. Wyszli na wolność.
Śledczy wciąż ustalają, kto pomagał Krzysztofowi P. Rodzina zamordowanego uważa, że ważnym dowodem w sprawie może być auto, obok którego morderca zadał śmiertelny cios. Zrobił to w momencie, gdy Paweł nachylał się nad tym samochodem.
- Tam mogą być ważne ślady - mówi matka Pawła. Auto wciąż stoi w budynku w Pałecznicy. Ale prokuratura się nim już nie interesuje. Pojazd chce odzyskać właściciel. Wystąpił nawet do sądu o wydanie samochodu. - Jeśli oddam auto, dowody przepadną - twierdzi Anna Marzęda.
- Samochód był poddany oględzinom i nie jest dowodem w sprawie - mówi tymczasem Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Nie komentuje zarzutów, dotyczących pracy prokuratorów. - Nie znam tych zastrzeżeń i nie mogę się do nich odnieść - dodaje.