Jacek Tomasiak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej nawołuje jej członków, by nie głosowali na osoby związane z partiami politycznymi. Jego przeciwnik Andrzej Kardasz, kandydat do rady nadzorczej, apeluje o liczny udział w wyborach do władz spółdzielni.
W tym roku po raz pierwszy rada nadzorcza spółdzielni wybierana jest na dziewięciu zebraniach członków spółdzielni. Pierwsze zaplanowano na wczoraj wieczorem. W przyszłym tygodniu powinno się wyjaśnić, kto wejdzie w skład 15-osobowego gremium, które będzie decydowała o obsadzie stanowiska prezesa. Następne wybory dopiero za trzy lata. W programie zebrań jest również głosowanie nad udzieleniem absolutorium prezesowi spółdzielni i członkom zarządu.
– Głosowania na członków rady nadzorczej są tajne i nikt nie będzie wiedział jak kto zagłosował – podkreśla Kardasz. – Najważniejsza będzie frekwencja. To jedyne zebrania na trzy lata, kiedy członkowie mogą decydować o losach spółdzielni. A nie jest tak, że spółdzielnia teraz kwitnie.
Tomasiak spółdzielnią kieruje od 2006 roku. Trafił na fotel prezesa jeszcze "po staremu”. Członkowie spółdzielni na zebraniach wybierali przedstawicieli na walne zebranie. Ich delegaci powoływali radę nadzorczą, a ta zarząd spółdzielni. Poprzednicy Tomasiaka inwestowali spółdzielcze pieniądze na zagranicznej giełdzie, wpędzając spółdzielnię w tarapaty.
– Teraz spółdzielnia jest w wyśmienitej sytuacji finansowej – zapewnia Tomasiak. – Mamy 630 tys. zł nadwyżki finansowej przy bardzo rozbudowanych przedsięwzięciach remontowych. W 2006 roku nie były płynności finansowej.
Tomasiak apeluje, żeby członkowie spółdzielni nie głosowali na osoby związane z partiami politycznymi. Wylicza, że spośród 33 kandydatów, którzy się zgłosili 15 jest powiązanych głównie z PO lub PiS. W prowadzonej przez spółdzielnię telewizji opublikowano program o tym, że "działacze polityczni chcą do rady nadzorczej”. Przedstawiono ich w niekorzystnym świetle. Kardasz wydał potem oświadczenie, w którym stwierdził, że próbowano na nim dokonać publicznego linczu.