Nowych testów nie zalicza nawet połowa kandydatów na strażaków ochotników. Od pracy w OSP odstrasza też perspektywa płacenia za część kursu z własnej kieszeni. – Obawiam się, że system ratunkowy oparty na 53 tys. ochotnikach teraz padnie – przyznają dowódcy
Nowe zasady obowiązują od początku roku. Władze lubelskiej OSP nie ukrywają, że mogą się one przyczynić do zmniejszenia liczby strażaków-ochotników.
– W tej chwili w województwie lubelskim jest 1761 jednostek OSP. W ich skład wchodzi ponad 53 tys. strażaków ochotników. To na nich oparty jest system ratunkowy, bo zawodowych strażaków na Lubelszczyźnie jest niewiele ponad 1500 – mówi Tadeusz Szyszko, dyrektor zarządu wykonawczego OW ZOSP RP województwa lubelskiego. – Obawiamy się, że ten system teraz padnie, bo stanowiących wzmocnienie dla PSP strażaków ochotników będzie ubywać.
Wszystko przez egzamin, którego wielu może nie zaliczyć. Podczas kursu podstawowego kandydaci na strażaków ochotników muszą przejść test wydolnościowy w komorze dymowej. Po pierwszych próbach okazało się, że zadania tego nie zalicza nawet 50-60 proc. egzaminowanych. – Przechodzi go tylko niewielka część – przyznaje Szyszko. – Kontakt z ogromnym zadymieniem przy jednoczesnym wysiłku fizycznym sprawia, że niektórzy nie dają rady.
Żeby dać im drugą szansę zdecydowano, że ochotnicy będą mogli zdawać tę część kursu w terminie poprawkowym. – Na ostatniej naradzie komendantów rzeczywiście mówiono o tym, że może się tak zdarzyć iż wielu strażaków ochotników tego testu nie zaliczy – przyznaje bryg. Michał Badach, z KW PSP w Lublinie. – Podkreślić jednak trzeba, że egzamin w komorze dymnej dla OSP i PSP jest dokładnie taki sam. Wszyscy strażacy muszą być fizycznie sprawni, żeby pomagać osobom w sytuacji zagrożenia życia.
– Jesteśmy wolontariuszami. Strażactwo jest naszą pasją i dodatkowym zajęciem – mówi jeden ze strażaków ochotników z Bełżyc, który właśnie zaczyna kurs. – Nie mamy czasu by dbać o formę w takim stopniu, jak robią to zawodowcy. Nie powinno się więc stawiać nam takich samych wymagań. Tym bardziej, że do pożarów domów jeździmy sporadycznie. Znacznie częściej pomagamy np. przy powodziach czy pożarach lasu.
Strażacy ochotnicy krytykują też to, że teraz za część szkolenia będą płacić sami. Zgodnie z nowymi wytycznymi to na nich lub na gminy spadnie obowiązek zapłacenia za obowiązkowy w trakcie szkolenia podstawowego kurs BHP (ok. 200 zł). – W wielu przypadkach będą musieli płacić z własnej kieszeni. To nie jest w porządku – uważa Szyszko.