Tragedia w Tarnogórze pod Krasnymstawem. Osiemnastolatek zjechał samochodem z mostu do rzeki. Auto wcześniej dachowało.
Losy chłopaka wyjaśniły się rano. Przechodząca przez most na Wieprzu mieszkanka Tarnogóry zauważyła w rzece rozbity samochód. Auto leżało kołami do góry. Kobieta zadzwoniła na policję. Wcześniej - około 6 rano - na komendę zadzwonił ojciec. Zgłosił kradzież samochodu.
- Samochód leżał na głębokości około metra, tuż przy brzegu - mówi aspirant sztabowy Henryk Knap ze straży pożarnej w Krasnymstawie. - Wyciągnęliśmy go dźwigiem. W środku, za kierownicą, znaleźliśmy martwego osiemnastolatka. Był przypięty pasami. Nie miał widocznych obrażeń. Być może przeżył upadek, ale nie zdołał odpiąć pasów i się utopił.
Według wstępnych ustaleń, osiemnastolatek na zakręcie stracił panowanie nad samochodem. Ściął betonowe słupki, staranował barierkę i wpadł do rzeki.
- Musiał jechać z dużą prędkością - ocenia Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji. - Samochód jest poważnie uszkodzony. Kierowca nie miał prawa jazdy.
O sile uderzenia świadczy fakt, że metalowy pręt z barierki przebił przednią część samochodu i wystawał kilkadziesiąt centymetrów nad kierownicą.