Czy dyspozytor Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej za późno wysłał pomoc do płonącego samochodu? Wyjaśni to postępowanie dyscyplinarne.
Według przedstawiciela firmy, dyspozytor podejrzewał, że zawiadomienia są żartem (lokalizator GPS miał wskazywać, że dzwoniący nie jest tam gdzie twierdził, że jest). Ostatecznie strażacy przyjechali, bo prawdopodobnie o płonącym aucie zawiadomił też mieszkaniec Borzechowa.
Właściciel firmy wycenił stratę na samochodu na 35 tys. zł plus 10 tys. zł za spalone 1110 plastikowych skrzynek, które przewoził pojazd.
– Zestawiliśmy czasy rozmów i odsłuchaliśmy ich treść. Nie wiem, czym w niektórych momentach kierował się dyspozytor. Z nagrania wynika, że mógł mieć wątpliwości, co do lokalizacji zgłaszającego. Czekam na pisemne wyjaśnienia dyspozytora.
Na razie niczego nie przesądzam – mówił nam Mirosław Hałas, komendant miejski PSP w Lublinie.
Pismo z wyjaśnieniami od dyspozytora trafiło w ręce komendanta w poniedziałek.
– Strażak nie usprawiedliwił swojego działania. Zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne, które wyjaśni sprawę – informuje Michał Badach, rzecznik prasowy PSP w Lublinie.
Podczas postępowania m. in. zostanie przesłuchany dyżurny (obecnie jest na szkoleniu). A właściciel spalonego auta, PHU Anex, szykuje pozew cywilny do sądu przeciwko strażakom.