Poszukiwany przez Anglików Artur S. stawił się na wezwanie w prokuraturze i przez to wpadł. Nie spodziewał się, że po wyjściu z gabinetu pani prokurator zobaczy policjantów z kajdankami, którzy chcą go zatrzymać w zupełnie innej sprawie. Grozi mu dożywocie.
Mężczyzna miał w lubelskiej prokuraturze sprawę o narkotyki. Nie stawiał się na wezwania. W końcu sam się skontaktował z prowadzącą śledztwo. W środę stawił się na przesłuchanie w Prokuraturze Rejonowej Lublin Północ przy ul. Okopowej w Lublinie. Pani prokurator o "wizycie” zawiadomiła policję. Gdy mężczyzna wyszedł z jej gabinetu, został zatrzymany. Dzisiaj sąd zgodził się na jego aresztowanie. Wkrótce zdecyduje czy wyda zgodę na jego ekstradycję.
Według angielskiego prawa jeszcze z 1861 roku za ciężkie pobicie grozi mu nawet dożywocie.