Ponad 30 litrów gazu propan-butan trafiło do bagażnika, bo z samochodu wymontowano wcześniej butlę. Tragedia wisiała na włosku.
Wypoczywający u rodziny pod Hrubieszowem 50-letni mieszkaniec Nowej Dęby w powiecie tarnobrzeskim pożyczył od szwagra samochód. Wyjeździł swoje, ale nie chciał narażać właściciela na straty. Dlatego przed przekazaniem mu z powrotem hondy accord postanowił ją zatankować do pełna.
Na hrubieszowskiej stacji LPG przy ul. Żeromskiego zatankował w niedzielę 31,5 litra gazu propan-butan. Gdy przymierzał się do uregulowania rachunku, jednego z pracowników stacji zaniepokoił intensywny zapach gazu, który wydobywał się z bagażnika. Po jego otwarciu wspólnie stwierdzili, że w samochodzie nie ma... butli.
Obaj musieli uciekać, bo sytuacja wyglądała nieciekawie. Czym prędzej wezwano strażaków, którzy zabezpieczyli miejsce zdarzenia i ewakuowali pracowników stacji. - Ratownicy musieli być bardzo ostrożni, bo nawet iskra statyczna z ubrania mogła doprowadzić do wybuchu - mówi asp. Piotr Sendecki, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Hrubieszowie.
- Samochodu nie można było otworzyć w celu przewietrzenia, bo to również groziło wybuchem. Stężenie wybuchowe długo się utrzymywało. Nie było sposobu na przepompowanie gazu, który znajdował się w fazie ciekłej w bagażniku.
Strażacy postanowili w końcu spuścić gaz na bruk i przepchać samochód w bezpieczne miejsce. - Do środka pojazdu włożono butlę z powietrzem, która miała za zadanie wyparcie gazu - relacjonuje Sendecki.
Ta metoda okazała się skuteczna. Rozlany propan-butan, który strażacy spryskali pianą, wyparował w ciągu dwóch godzin. Przez cały czas strażacy specjalnym detektorem monitorowali, czy gaz nie wydobywa się poza wytyczone miejsce.
- Kierowca chciał zachować się w porządku wobec szwagra, ale nie wiedział, że właściciel samochodu zdemontował butlę do legalizacji - informuje podinspektor Ryszard Wasiak, naczelnik sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie, która prowadzi postępowanie w sprawie nieumyślnego zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób i mieniu w wielkich rozmiarach.
Grozi za to do 5 lat pozbawienia wolności, ale wszystko wskazuje na to, że postępowanie zostanie umorzone.
Leszek Wójtowicz