Powrotu do pracy i wyrównania utraconych zarobków domagał się w sądzie pracy Andrzej Gieroba, były pracownik Spółdzielni Niewidomych im. Modesta Sękowskiego w Lublinie. Musiał odjeść, bo walczył o sprawy załogi.
Gieroba stracił pracę we wrześniu ubiegłego roku. Z dnia na dzień, po 45 latach. Poszło o hałas w hali zakładu produkcyjnego. W imieniu swoim i innych pracowników wysłał pismo do zarządu. Chodziło o odizolowanie stanowiska z wiertarkami. Twierdził, że zarząd zignorował prośbę, dlatego poinformował o sprawie media. Mimo że występował w imieniu wszystkich pracowników, a pod pismem do zarządu podpisały się też inne osoby, tylko on został ukarany. - Bo to pan Gieroba był inicjatorem całej akcji i to on oczernił spółdzielnię w mediach. Wcześniej łamał też regulamin pracy i lekceważył polecenia kierownictwa - zaznaczał wówczas Paweł Skrzypek, prezes spółdzielni.
Zarząd spółdzielni nie zaakceptował powrotu do pracy byłego pracownika. Zaproponował natomiast wypłatę zaległych zarobków oraz dodatkowo rocznego wynagrodzenia, a także uchylenia kary nagany.
- Ugoda jest szansą na to, żeby obie strony wyszły z twarzą z całej sprawy. Poza tym z dokumentów pana Andrzeja zniknie negatywny tryb jego zwolnienia z pracy - podkreślał Rafał Skrzypek, pełnomocnik zarządu spółdzielni.
- Akceptacja ugody oznaczałaby, że akceptuję wszystkie oszczerstwa pod moim adresem, które pojawiły się w uzasadnieniu do mojego zwolnienia - zaznaczył Gieroba