Prokuraturze nie udałoby się zebrać dowodów obciążających tylu lekarzy, gdyby nie notes Teresy W. Kobieta pośredniczyła w załatwianiu rent. Żeby się nie pogubić, skrupulatnie zapisywała, od kogo dostała pieniądze i któremu lekarzowi je przekazała.
– Prowadziła ścisłą buchalterię – mówi Andrzej Lepieszko, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie. – Zapisywała nazwiska i numery pesel osób, którym załatwiła rentę. A także wysokość otrzymanych od nich łapówek oraz ile pieniędzy przekazała poszczególnym lekarzom.
Kobieta poszła na współpracę z prokuraturą. Dokładnie opowiedziała, jak wyglądało załatwianie rent. Najwięcej, bo aż 50 tys. zł przekazała Alinie G., orzecznikowi w lubelskim ZUS. Lekarka dostawała od niej wykaz osób, którym należy pomóc. Rozmawiała na ich temat z innymi orzecznikami. Orientowała się, czy chcą przyznać rentę. Gdy odpowiedź była negatywna, kazała poinformować pacjenta, aby nie przychodził na komisję lekarską.
Z Teresą W. ściśle współpracował też doktor Artur K. Za 100 zł wypisywał fikcyjne zaświadczenia, z których wynikało, że pacjent nie nadaje się do pracy. Lekarz wrabiał swych kolegów po fachu. Miał dostęp do ich pieczątek i przystawiał je na fałszywych zaświadczeniach. Fikcyjną dokumentację lekarską wystawiał też doktor Cezary R. Pozostali oskarżeni byli zaangażowani w załatwianie rent w znacznie mniejszym stopniu.
Prokuratura doceniła szczerość Teresy W. i zgodziła się, żeby kobieta dostała wyrok w zawieszeniu (2 lata więzienia). Dobrowolnie poddały się karze lekarki Anna P. i Ewa D oraz Małgorzata D., pracownica ZUS. Pozostałych oskarżonych czeka proces. Prokuratura planuje też zatrzymanie co najmniej trzech kolejnych lekarzy, których obciążyła Teresa W.