Jedna z naszych czytelniczek próbowała dostać się do lekarza, ale nie została przyjęta. Według niej lekarka wyprosiła ją z gabinetu ze względu na natłok pracy
Nasza czytelniczka twierdzi, że pojawiła się w przychodni z wysoką gorączką. Mimo to nie została przyjęta, chociaż w kolejce wcale nie było innych osób.
– Bardzo źle się czułam, tak naprawdę ledwo trzymałam się na nogach. Od pani doktor usłyszałam jednak, że nie zostanę przyjęta. Dlaczego? Tłumaczyła się, że jest obładowana robotą. Nie powiedziała nawet, żebym usiadła i spokojnie poczekała – przekonuje nasza czytelniczka.
Nieco inaczej całą sytuację przedstawia Elżbieta Husarz. Lekarka uznała, że pacjentka nie wymaga natychmiastowej pomocy, a przed nią czekało jeszcze sporo starszych osób.
"Wtargnęła z krzykiem"
– Mieliśmy naprawdę bardzo ciężki dzień. Było też dużo pacjentów, którzy czekali na swoją kolej z wynikami różnych badań. Nie ma takiej możliwości, żeby od razu przyjmować każdego, kto tego zażąda.
Tym bardziej, że ta pani po prostu wtargnęła do gabinetu i zaczęła krzyczeć. Skoro zachowywała się w ten sposób to chyba wcale nie była w takim złym stanie – odpowiada Elżbieta Husarz.
I dodaje: Wiadomo, że ludzie wcześniej się zarejestrowali. Pani mogła po prostu zaczekać. Później mamy przecież popołudniową zmianę i nie byłoby żadnego problemu, żeby dostać się do lekarza.
– Wcześniej próbowałam się dodzwonić do przychodni, żeby się zarejestrować, ale mimo usilnych prób nic z tego nie wyszło. Nie robiłabym afery, gdyby nic się nie stało. W życiu nie zostałam potraktowana w ten sposób. To przecież obowiązek lekarza, żeby udzielić pomocy, tym bardziej osobie ciężko chorej. Co by się stało gdybym zemdlała? Kto później poniósłby za to odpowiedzialność? – pyta nasza czytelniczka.