Jesteś operatorem koparki, fryzjerem, fotografem, pielęgniarką? Masz ciężarówkę albo spychacz? Możesz spodziewać się wezwania do wojska. Ale tylko w wypadku wojny lub klęski żywiołowej. Polska armia bada w ten sposób, jakie ma rezerwy w ludziach i cywilnym sprzęcie.
– Jest to normalna, standardowa procedura, jaką realizujemy corocznie. Nie ma to związku z sytuacją na Ukrainie czy w Afryce – uspokaja inspektor Mirosław Godzisz z Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego w Urzędzie Miasta Lublin. – Wojsko chce wiedzieć jakie ma rezerwy ludzkie i sprzętowe na wypadek wojny – tłumaczy.
Armia jest także zainteresowana ciężarówkami, pojazdami terenowymi, spychaczami, dźwigami i innym tego typu sprzętem.
– Pojazdy czy sprzęt zmieniają właścicieli, albo trafiają na złom. A armia musi mieć aktualną wiedzę na temat rezerw sprzętowych w danym rejonie – dodaje insp. Godzisz.
– Jeżeli ktoś nie odpowie na nasze wezwanie, to automatycznie po 7 dniach otrzyma decyzję administracyjną, kiedy i gdzie ma się stawić na wypadek wojny czy klęski żywiołowej – dodaje inspektor.
W minionym roku Urząd Miasta Lublin wysłał ok. 300 takich wezwań, w tym ok. 30. Obowiązkiem świadczenia na rzecz wojska objęci są obywatele w wieku od 16 do 60 lat.