Po naszych publikacjach do Ratusza wkroczyli inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli. Mają prześwietlić niejasny przetarg na koszenie miejskich trawników.
Rzecz dotyczy trzyletnich kontraktów na pielęgnację miejskiej zieleni: koszenie trawy oraz przycinanie drzew i krzewów. Przetarg na to zadanie Urząd Miasta ogłosił latem. Lublin został podzielony na dwanaście rejonów. Zainteresowane firmy mogły składać oferty na nie więcej niż trzy części miasta. Kryteria były proste: wygrywa ten, który zaoferuje najniższą cenę.
Wybór zwycięzców był jeszcze łatwiejszy, bo firmy podzieliły między sobą łupy i tak złożyły oferty, by nie wchodzić sobie w paradę. Mało tego - za swe usługi zażądały stawek dziwnie zbieżnych z maksymalnymi kwotami, które magistrat mógł wydać na utrzymanie zieleni w poszczególnych rejonach. Wyjątkiem była firma Janiny Turskiej. Kobieta starała się o zlecenie na trzy części miasta. Brakowało jej jednego dokumentu. Mogła dostarczyć go później, ale urzędnicy piętrzyli przed nią trudności i ostatecznie pozwolenia nie dostała. Sprawa ciągnęła się na tyle długo, że przetarg trzeba było unieważnić.
Po tym, jak ujawniliśmy sprawę, zainteresowała się nią Najwyższa Izba Kontroli. - Badamy legalność całego postępowania przetargowego - mówi Dziennikowi Stanisław Borowiec, wicedyrektor lubelskiej delegatury NIK. - Wstępne wyniki powinny być znane około 20 grudnia.
Niezależnie od tego ruszyła też wewnętrzna kontrola w magistracie. Nie trwała długo. - Zawiesiliśmy ją, bo prowadzenie trzech postępowań równocześnie mijałoby się z celem - tłumaczy Krzysztof Żórawski - dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli w Urzędzie Miasta.
Sprawą zajmuje się też zespół arbitrów z Urzędu Zamówień Publicznych nadzorującego legalność publicznych przetargów. Do dziś nie wiadomo, kto i kiedy zajmie się pielęgnacją zieleni na Czechowie, w parku Ludowym i parku Rury. Te części miasta nadal zarastają chwastami.