Miejscy urzędnicy dostali polecenie, by znów zająć się wnioskiem o zgodę na budowę elektrowni na Bystrzycy. Wcześniej już raz odmawiali, obawiając się o domy stojące blisko rzeki.
– Naszym zdaniem inwestor nie był w stanie udowodnić, że przy wysokim stanie wód nie będzie zagrożenia dla zabudowań znajdujących się przy ul. Wapiennej i Dzierżawnej – mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
– Już bez tej elektrowni jest źle – komentuje Małgorzata Matfiejczuk, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Za Cukrownią. – Domy są zalewane, a podczas roztopów niektórzy mają w domu wodę po kostki. To już teraz, a co by było, gdyby powstała elektrownia?
– Jak może zagrażać mieszkańcom obiekt, który nie zagrażał im przez 30 lat funkcjonowania, gdy piętrzył wodę na potrzeby cukrowni? – pyta Dariusz Przebirowski, wspólnik spółki Hydrowatt.
Urząd uznał, że w dokumentacji brakuje niezawodnych zabezpieczeń terenów przyległych do rzeki, w tym ogródków działkowych i terenów zabudowanych. I że spiętrzenie rzeki spowodowałoby zatopienie śluz odprowadzających do rzeki wodę z systemu rowów odwadniających ten teren.
Od tej odmowy spółka Hydrowatt odwołała się do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie. A ten uchylił decyzję prezydenta Lublina i nakazał ponownie rozpatrzyć wniosek inwestora. – Zaistniała ewidentna potrzeba uzupełnienia postępowania – uznał Leszek Bagiński, dyrektor RZGW w Warszawie.
Teraz miasto od nowa rozpoczyna procedurę. – Wystąpiliśmy do inwestora o przedstawienie dokumentów potwierdzających, że spiętrzenie wody nie zagrozi mieszkańcom. Jeśli tego nie udowodni, nie wydamy pozwolenia, bo bezpieczeństwo mieszkańców jest ważniejsze. Chcemy m.in. wiedzieć, na jaką wysokość piętrzona będzie woda, a do tej pory tego nie wiemy – informuje Krzyżanowska.
– Nie chcemy piętrzyć wody wyżej, niż przez 30 lat robiła to cukrownia – odpowiada Przebirowski.
Mieszkańcy dzielnicy są nieugięci. – My nie zmieniamy zdania, jesteśmy przeciwni tej elektrowni – stwierdza Matfiejczuk.