-11 stopni, czyli idealna temperatura żeby przebiec milę, a potem wskoczyć do lodowatej wody. Tak w niedzielę bawiło się kilkadziesiąt osób nad Bystrzycą podczas I Biegu "Na Golasa" w Lublinie.
– Pomysł został podpatrzony. Są już takie biegi w Polsce m.in. w Sudetach. Czemu Lublin ma być gorszy? – pyta Paweł Drozd, prezes Lubelskiego Klubu Morsa. – Mamy około 70 uczestników, chciałbym żeby za rok było już 200 – dodaje.
Zasady były proste. Panowie w szortach i butach, panie w butach, szortach i jednoczęściowym "zakryciu tułowia". Za każdą dodatkową część garderoby doliczano 15 sekund do czasu na mecie. Morsy musiały pokonać okrążenie - jedną milę, czyli 1852 metrów. Dla twardszych zawodników były trzy okrążenia.
– Jest mróz, jest adrenalina i zabawa. I o to chodzi. Trasa nie była ciężka, nawet dla tych, którzy nie biegają. Zrobiłam to dla rozrywki – mówi Renata Kusyk, która z uśmiechem wbiegła na metę.
– Czuję mrowienie, w rękach i nogach, ale jest moc. Trasa była urozmaicona - trochę górek, trochę dołków – mówi Paweł Ślęzak, zawodnik grupy "Lost in sport", który na bieg przyjechał z Ryk.
Najszybszy był Kamil Mackiewicz. Przebiegł milę w 6 minut i 56 sekund.
Po biegu część morsów wskoczyła do lodowatej Bystrzycy. Na uczestników biegu czekała gorąca zupa i chleb ze smalcem.