Zamawiasz film z rodzinnej uroczystości i co możesz dostać? Nagranie, na którym nic nie widać, a w tle muzykę, której nie znosisz.
Absurdalne praktyki wyszły na jaw podczas kontroli przeprowadzonej przez Inspekcję Handlową. Jej pracownicy odwiedzili ponad 260 różnego rodzaju zakładów usługowych w całej Polsce. Lubelskie studio wideofilmowania jest jedną z nielicznych firm, której inspekcja poświęciła w swym raporcie tak wiele miejsca. A wszystko przez umowę, którą dostawali do podpisu klienci zamawiający film.
Umowa znacznie ograniczała prawa konsumentów. Znalazł się w niej m.in. następujący zapis: "zamawiający zobowiązuje się do nienegowania autorskich pomysłów przyjmującego zamówienie, co do formy i oprawy muzycznej”. Co z tego wynika? Że osoba zajmująca się montażem może zastosować nawet najbardziej żenujące efekty, a pod film z wesela może podłożyć nawet marsz pogrzebowy. A klient nie będzie miał innego wyjścia, tylko zapłacić za takie nagranie. Bo przecież podpisał umowę.
Mało tego, na film można było czekać w nieskończoność. Teoretycznie obowiązywał 40-dniowy termin wykonania filmu. Ale w umowie było zastrzeżenie, że jeśli zakład spotka się z okolicznościami, "na które nie miał on wpływu”, to gotowe nagranie może oddać później. O ile? Tego już umowa nie precyzowała.
Inspekcja Handlowa nakazała właścicielowi zakładu zmianę niezgodnych z przepisami postanowień w umowie. Przedsiębiorca zastosował się do sugestii. - Ale dopiero po konsultacjach z prawnikami - informuje Bohdan Szamota z Inspekcji Handlowej.
Kontrolerzy nie ujawnili, o który zakład chodzi.