75 mln zł wydają w Lublinie przyjezdni goście czterech letnich festiwali. Wyliczyli to autorzy badań zamówionych przez miasto. Z raportu wynika, że nasze sztandarowe imprezy mają się tak dobrze, że Stare Miasto robi się dla nich za ciasne. A to zaczyna być problemem
Około 500 tys. ludzi przewinęło się w zeszłym roku przez cztery festiwale odbywające się latem w Lublinie. Chodzi o Noc Kultury, Inne Brzmienia, Carnaval Sztukmistrzów i Jarmark Jagielloński. Właśnie tych wydarzeń dotyczyły badania, których wyniki ogłoszono wczoraj.
Okazuje się, że najpopularniejszą imprezą był Carnaval Sztukmistrzów, który zgromadził 200 tys. widzów, z czego 43 proc. przyjechało spoza Lublina. Przyjezdni są w mieście coraz bardziej widoczni, stanowią już prawie 39 proc. gości sztandarowych festiwali.
Najmniej widać ich na Nocy Kultury, gdzie ponad 75 proc. publiczności to mieszkańcy Lublina, dla których plenerowe imprezy są nie tylko rozrywką. – Są też okazją do zaprezentowania dumy z tego, że jest się mieszkańcem – mówi Aleksandra Kołtun, współautorka raportu.
Duma raczej nie jest bezpodstawna, bo ponad 99 proc. przyjezdnych uczestników festiwali jest zadowolonych z wizyty w Lublinie, a 95 proc. deklaruje, że jeszcze kiedyś tutaj wrócą. Kto na to liczy najbardziej? Restauratorzy.
Festiwalowi goście spoza Lublina wydali u nas w zeszłym roku 75 mln zł, głównie w gastronomii. Oczywiście nie tylko oni okupowali stoły, ogródki i barowe stołki, ale to oni głębiej sięgali do portfeli. Przeciętny przyjezdny wydawał 240 proc. tego, co przeciętny „tubylec”, choćby dlatego, że musiał płacić za nocleg.
Dla przedsiębiorców letnie imprezy plenerowe to wymierny zysk. – 85 proc. firm ze Starego Miasta i okolic widzi wzrost obrotów w trakcie festiwali – podkreśla Marcin Lipowski, jeden z autorów badań. W handlu obroty rosną o 50 proc., w branży noclegowej o 25 proc. – Największy wzrost dotyczy branży gastronomicznej gastronomii, o 76 proc. – dodaje.
To ożywienie w gastronomii widać wyraźnie. Po piwo ustawiają się kolejki i nie jest łatwo o wolny stolik. A to już się nie podoba, bo na Starym Mieście robi się zbyt tłoczno. – Nie lubimy tego, że nie widzimy występu, że nie da się przejść, że niema miejsca w kawiarni – wylicza Aleksandra Kołtun. – Mamy problem. Stare Miasto jest za małe na tę skalę popularności festiwali.
Autorzy badań jednoznacznie rekomendują poszerzenie strefy festiwalowej o Podzamcze, tereny zielone na Rusałce oraz trasę między Centrum Spotkania Kultur a Zamkiem.
Ratusz deklaruje, że zapewni więcej miejsca na festiwalowe atrakcje. – Mamy już do dyspozycji plac Litewski, który może być wykorzystany na takie aktywności, niedługo będziemy mieć zrewitalizowany deptak – mówi Krzysztof Komorski, zastępca prezydenta Lublina. – To są przestrzenie, na których w pierwszej kolejności powinny się mieścić nasze festiwale.