Nie zapłacił, bo MOSiR nie wystawił mu faktury. Do jej wystawienia nie ma podstawy, bo klub nie podpisał umowy dzierżawy. I w LKJ nie ma kto jej podpisać.
MOSiR zaproponował klubowi następujący układ: dzierżawa do końca czerwca 2014 r. i czynsz dokładnie taki, jaki MOSiR płaci miastu – 2 tys. zł miesięcznie, czyli 2 grosze za metr kwadratowy. – Nie chcemy na tym zarabiać – deklarował miesiąc temu Zdzisław Hołysz, prezes miejskiej spółki.
Ale jeszcze tego samego dnia kierowniczka Lubelskiego Klubu Jeździeckiego zapowiedziała, że klub nie będzie w stanie płacić takich pieniędzy. – To kompletnie nierealne. Będziemy rozmawiać z każdym, z kim się da, by nie pobierać od nas pieniędzy przynajmniej do chwili, gdy klub będzie stać na jakiś czynsz – mówiła Monika Kozicka-Gradziuk, kierownik klubu.
Pierwszy miesiąc, gdy LKJ nie może korzystać z terenu za darmo już minął. Ale klub za dzierżawę nie płaci.
– Jeszcze nie wystawiliśmy faktury za wrzesień – przyznaje Miłosz Bednarczyk, rzecznik Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. I dodaje: – Sprawa jest bardziej skomplikowana. Klub ustnie zaproponował nasze warunki, wysłaliśmy umowę do podpisu, ale nadal nie dostaliśmy jej z powrotem. Bez tej umowy nie możemy wystawić faktury. Gdy dostaniemy podpisany dokument niezwłocznie wystawimy fakturę, rzecz jasna od września.
Sęk w tym, że nie ma kto podpisać umowy. Klub formalnie nie ma prezesa, bo ten zrezygnował ze stanowiska. – Nowy jest już wybrany, ale musi jeszcze zostać zarejestrowany – mówi Kozicka-Gradziuk. Nie chce nawet zdradzać nazwiska nowego prezesa. Dodaje też, że klub "jest jeszcze w trakcie rozmów z MOSiR-em”.
Miejska spółka zapowiada nowy plan dla terenów nad Bystrzycą, wiadomo jednak, że nadal miałyby się tam znajdować atrakcje dla miłośników koni.