Opozycja grzmi: przekształcenie Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w spółkę akcyjną to pierwszy krok do jego prywatyzacji. Prezydent odpowiada: O prywatyzacji nie ma mowy, chodzi tylko o tańsze ciepło dla mieszkańców Lublina.
Opozycyjne Prawo i Sprawiedliwość ostro ocenia tę decyzję. – To prywatyzacja w białych rękawiczkach – komentuje Małgorzata Suchanowska, radna PiS. Prezydent odpowiada tymczasem, że o prywatyzacji nie ma mowy, bo na każdą sprzedaż akcji lub obligacji musiałaby się zgodzić Rada Miasta. Zapewnia też, że spółka akcyjna będzie mogła zdobyć pieniądze na uruchomienie produkcji energii ze źródeł odnawialnych i że to jest głównym celem przekształcenia.
– Teraz LPEC jest tylko dystrybutorem ciepła, kupuje je po określonej cenie i naliczając swoją marżę sprzedaje mieszkańcom – wyjaśnia Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. Miasto nie ma wpływu na ceny, po których ciepło oferowane jest przez producentów, czyli Elektrociepłownię Wrotków i Elektrociepłownię Megatem, bo ich taryfy zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki.
Żuk twierdzi, że uruchomienie produkcji ciepła przez LPEC ma uniezależnić spółkę od cen dyktowanych przez istniejące dziś ciepłownie. – Interes miasta musi być zabezpieczony i nie zgadzam się na sytuację, w której będziemy pod dyktatem cenowym firm produkujących ciepło – dodaje Żuk.
Opozycja nie jest dobrej myśli. – Jestem pewna, że LPEC zostanie sprywatyzowany, bo teraz wszystko się sprzedaje w Polsce, a miasto jest bardzo zadłużone. Później będzie nam się mydlić oczy, że miasto ma kontrolę nad większością przedsiębiorstwa – dodaje Suchanowska.
Tymczasem prezydent nie wyklucza przekształcenia w spółki akcyjne także innych miejskich przedsiębiorstw. Zastrzega jednak, że nie może być mowy o prywatyzacji wodociągów.