Pani Renata przed godz. 6. 00 rano wyszła na przystanek w Mosznej (gm. Jastków), żeby dostać się do Lublina. Pierwszy bus przyjechał po 40 minutach, ale na przystanku się nie zatrzymał. - To niedorzeczne - skarży się nasza czytelniczka, która spóźniła się do pracy.
Osoby, które korzystają z komunikacji publicznej nie mają pewności, że bus, na który czekają pojawi się o czasie, a jeśli już tak się stanie – że się zatrzyma. Zwłaszcza, jeśli stoją na przystankach położonych w małych miejscowościach. Takich jak Moszna w gminie Jastków na trasie z Lublina do Nałęczowa.
– Nie rozumiem braku jakiejkolwiek komunikacji. Przecież nie każdy może jeździć autem, jest także młodzież szkolna. Jak mamy sobie poradzić w tej sytuacji? To jest zupełnie niedorzeczne – ocenia pani Renata, która miała okazję przekonać się, jak działa komunikacja publiczna. Wydawałoby się, że system został tak skonstruowany, że pasażerom z miejscowości na popularnej trasie Lublin–Nałęczów, umożliwi dotarcie do miasta wojewódzkiego na godz. 7.00 rano. Niestety w rzeczywistości okazuje się to problematyczne.
Zgodnie z rozkładem na przystanku, z którego chciała skorzystać nasza czytelniczka poranne busy odjeżdżają od 5:42, 6:11, 6:45 i 7:07. Według pani Renaty, tego o 6:11 (jest na rozkładzie e–podróżnika) nie było, a kolejny był tak zapełniony, że wcale się nie zatrzymał. O tej porze linię obsługuje firma Krzysztof Bus z Poniatowej.
– Znamy ten problem. O tej porze po prostu do Lublina jeździ duża grupa młodzieży szkolnej i nie zawsze jesteśmy w stanie zabrać z przystanków wszystkich pasażerów. Dlatego już od poniedziałku wznawiamy kurs o 5:40 z Poniatowej do Lublina, który na przystanku w pobliżu Mosznej będzie o 6:25, a w Lublinie kilka minut przed 7 – zapowiada Aleksandra Szafran z poniatowskiego przedsiębiorstwa.
Problemy komunikacyjne to pokłosie epidemii. W jej pierwszej fazie przewozy niemal w całości zniknęły. Busy stopniowo zaczęły wracać na trasy, ale do dzisiaj nie udało się osiągnąć zagęszczenia połączeń sprzed połowy marca.
– Nadal ponad 50 procent połączeń nie jest realizowanych. Najpierw był strach, później ograniczenia i przerwa wakacyjna. Obecnie widzimy wzrost ilości przywracanych kursów, ale jest to proces stopniowy. Także z uwagi na niepewność, co do tego, jak będzie wyglądał nowy rok akademicki. Jestem przekonany, że gdy przewoźnicy wrócą do stanu sprzed pandemii, problemów z niezatrzymywaniem się na przystankach nie będzie – przekonuje Wojciech Sobiesiak, prezes Miejskiej Korporacji Komunikacyjnej w Lublinie.
Obecnie nakładają się na siebie dwa problemy. Brak wielu kursów, jakie funkcjonowały jeszcze pół roku temu oraz znaczne obłożenie busów na porannych trasach spowodowane pojawieniem się dojeżdżającej do Lublina młodzieży szkolnej.
Osłabiona koronawirusowym kryzysem branża jeszcze nie dostosowała swojej oferty do zwiększonego zapotrzebowania rynku. W związku z tym przypadki, takie jak ten opisany przez naszą czytelniczkę, przez jakiś czas mogą się powtarzać.