Dodatkowe 10 milionów zł chce znaleźć Ratusz na uruchomienie w przyszłym roku nowych tras komunikacji miejskiej. Praktycznie pewne jest, że koszty spadną na pasażerów. Podwyżkę w większym stopniu odczuliby ci kasujący papierowe bilety, niż ci z przejazdówkami
Dokładamy dodatkowe połączenia, dodatkowy tabor, wydłużamy linie i zwiększamy częstotliwość kursów. A to kosztuje – mówi Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. – Rozszerzanie zakresu świadczonych usług stosownie do potrzeb mieszkańców wymaga zgromadzenia około 10 mln zł.
Na tyle oszacowane zostały koszty wprowadzenia w życie drugiego etapu zmian. Przewiduje on m.in. wydłużenie linii 158 od Leclerca przez ul. Armii Krajowej na Porębę, skierowanie linii 152 z Abramowic przez Nadbystrzycką, Zana, Filaretów i Jana Pawła II do Poręby, wysłanie linii 154 przez Armii Krajowej i Orkana na Węglin, jak też uruchomienie linii 157 z ul. Granitowej przez Jana Pawła II, Dworzec Główny PKP, Wolską i Lwowską do Mełgiewskiej.
Dodatkowe pieniądze nie wezmą się znikąd. Albo Ratusz wyciągnie je z kieszeni pasażerów podnosząc im ceny biletów, albo dołoży z budżetu miasta zasilanego przez wszystkich podatników.
Dokładać i tak już trzeba, bo wpływy ze sprzedaży biletów tylko w 56 proc. (dane za cały rok 2014) pokrywają koszty wykupu usług przewozowych wynoszące ponad 132 mln zł. Resztę pokrywa miejska dotacja. – Uważamy to za optymalne i nie chcielibyśmy zwiększać dotacji powyżej tego poziomu bliskiego 50 proc. – stwierdza Żuk.
O zmianie cen biletów mowa jest już w założeniach do przyszłorocznego budżetu Lublina. W sprawie konkretnych kwot Ratusz nie chce na razie rozmawiać.
– Tu trzeba dokonać mądrego wyboru chroniąc tych, którzy z komunikacji korzystają na co dzień, a obciążając bardziej przyjezdnych i tych, którzy rzadziej korzystają z komunikacji – deklaruje prezydent. – Rozważamy wariant taki, że bilety okresowe zmienią ceny w niewielkim zakresie, a jeśli chodzi o pozostałe bilety zmiany cen muszą zapewnić zgromadzenie dodatkowych 10 milionów zł.
Z biletów okresowych korzysta obecnie 80 proc. pasażerów, a tylko 20 proc. kupuje jednoprzejazdowe i czasowe, które miałyby podrożeć bardziej. Ale to właśnie ci okazjonalni pasażerowie (choć jest ich czterokrotnie mniej niż tych stałych) płacą za bilety więcej. Wpływy z biletów jednoprzejazdowych i czasowych to aż 60 proc. ogólnej kwoty uzyskiwanej przez miasto ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej.
To, w jakim stopniu koszty dodatkowych kursów miasto zechce podzielić między swoją kasę i kieszenie pasażerów okaże się najpóźniej 15 listopada, bo do tego dnia prezydent musi złożyć projekt budżetu Lublina na przyszły rok.