Trafili na nielegalne studia, za które musieli sporo płacić. Kierunki zlikwidowano, ale uczelnia i tak domaga się czesnego. Studenci nie chcą płacić i oskarżają szkołę o oszustwo. Dzisiaj sprawa trafiła do prokuratury.
Zajęcia z zarządzania mogą się odbywać tylko do końca lutego. Sama akademia jest w likwidacji, bo oddziały zamiejscowe nie miały prawa organizować zajęć. Legalna była tylko rekrutacja.
Kiedy wokół AHE rozpętała się burza, studenci zaczęli masowo przenosić się na inne uczelnie. Płacą za kolejne studia, tymczasem akademia nie chce rozwiązać z nimi umów.
– Powinniśmy więc płacić za studia, których nie ma – mówi Monika, była studentka informatyki. – Szkoła domaga się pieniędzy za ostatnie kilka miesięcy, kiedy nie było żadnych zajęć. Skoro nie rozwiązała ze mną umowy, to może mi wystawić następny rachunek.
Wczoraj Monika zawiadomiła prokuraturę. – Bo to zwykłe oszustwo i próba wyłudzenia. Nie chcę, żeby kiedyś zapukał do mnie komornik – tłumaczy studentka.
W podobnej sytuacji są niedoszli absolwenci zarządzania. Akademia musi zamknąć ten kierunek z końcem lutego, ale większość studentów już w czerwcu przeniosła się na inne uczelnie. Jednocześnie wstrzymali się z płaceniem czesnego.
– Mimo braku zajęć w wakacje czesne jest przez uczelnię pobierane – mówi Łukasz, były student AHE. – Do "zaległych” opłat naliczane są ustawowe odsetki. Studenci z mojego roku są już obecnie na innych uczelniach. Tam płacą za naukę. Mimo to wszyscy jesteśmy zmuszeni do opłat za "towar”, którego nie otrzymaliśmy i już nigdy nie dostaniemy.
– Studenci mogą rezygnować z nauki i rozwiązywać umowy na mocy porozumienia stron – mówi Aleksandra Mysiakowska, rzecznik AHE. – Są jednak zobowiązani wnieść opłatę z tytułu czesnego jeszcze za październik, gdyż w tym miesiącu odbyły się zorganizowane przez uczelnię pierwsze zjazdy na kierunku zarządzanie. Warunkiem takiego rozwiązania umowy jest jednak uregulowana sytuacja finansowa względem uczelni – opłacone czesne.