34 stopnie Celsjusza pokażą dziś termometry w regionie. I tak będzie do poniedziałku włącznie.
od 16 do 19 kresek.
- Ogłosiliśmy drugi, najwyższy stopień zagrożenia - informuje Anna Luterek z centrum kryzysowego wojewody. - Według danych centralnego biura prognoz, upały mają się utrzymywać do poniedziałku.
- Te upały będą przerywane krótkimi, gwałtownymi burzami - dodaje Andrzej Powszedniak ze stacji Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w podlubelskim Radawcu. - Tak wysokie temperatury nie są jednak jakąś anomalią. Po prostu takie gorące powietrze napływa do nas z południa.
To będzie pracowity weekend dla lekarzy. - Co zrobić, żeby nas nie wzywać? Siedzieć w cieniu i spożywać dużo płynów, najlepiej niegazowanej wody mineralnej. I nie można przesadzać z zimnymi napojami i lodami, bo podczas upałów zdarza się dużo angin - radzi Dariusz Widomski z lubelskiego pogotowia ratunkowego. - Osoby z chorobami układu krążenia powinny stale kontrolować ciśnienie krwi i w razie potrzeby przyjmować leki - dodaje. Kto musi wyjść na pełne słońce, powinien pamiętać o nakryciu głowy.
Upał może topić asfalt na drogach. Nie wiadomo jeszcze, czy nie okaże się konieczne wprowadzenie zakazu ruchu ciężkich TIR-ów, z wyjątkiem tych z żywymi zwierzętami i łatwo psującą się żywnością.
Pasażerowie muszą liczyć się z opóźnieniami pociągów. - Będziemy na bieżąco sprawdzać temperaturę torów - zapowiada Małgorzata Kwiatkowska z lubelskiego oddziału spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. - Jeśli temperatura w główce szyn będzie zbyt wysoka, wprowadzimy ograniczenia prędkości pociągów.
Spokojni są za to leśnicy. - Po ostatnich deszczach w lasach jest zapas wody i w ten gorący weekend nie będzie większego zagrożenia pożarami - uspokaja Jerzy Jamróz, nadleśniczy Nadleśnictwa Świdnik. - Właśnie jestem koło Suśca. Tu też przed chwilą przeszła burza. Takie upały nie są groźne, jak te lipcowe.
A wysokie temperatury nie utrzymają się u nas tak długo, jak w środku lata. - Na szczęście, im bliżej końca miesiąca, tym będzie chłodniej - pociesza Powszedniak.