250 zł grzywny grozi właścicielce hodowlanej lochy, której zwierzę uciekło z nieprzystosowanej do przewozu dzików klatki. Policja, Straż Miejska i weterynarze przez ponad trzy godziny próbowali pojmać zwierzę.
Sprawa najprawdopodobniej zostanie skierowana do sądu. Może on obarczyć właścicieli kosztami prowadzonej akcji. A te mogą być liczone w tysiące zł. - Bo brało w niej udział kilkunastu policjantów, tyle samo strażników miejskich oraz służby weterynaryjne - dodaje Arciszewski.
Locha przez ponad trzy godziny biegała po skwerze między blokami przy ulicy Puławskiej. 140 kilogramowe zwierzę dodatkowo było w ciąży.
- Wieźliśmy ją do naszej hodowli. Mamy już trzy dziki, ten jest czwarty - mówi Zofia Sokołowska, właścicielka lochy. - W centrum miasta locha zaczęła się wyrywać z klatki. Wypchnęła górne pręty i uciekła. Wezwaliśmy weterynarzy.
Pierwsza na miejscu pojawiła się jednak policja. Zwierzę nie było agresywne, spacerowało spokojnie obok żywopłotu. Dopiero po dwóch godzinach dotarli weterynarze.
Zapadła decyzja o podaniu środka nasennego. Ale po trzech dawkach locha nadal biegała po trawnikach, między placem zabaw a blokami. Policja zablokowała ruch na części Puławskiej. Kilkunastu policjantów i strażnicy miejscy zabezpieczali teren.
- Musieliśmy zadbać o to, aby dzik przeżył akcję. To był nasz najważniejszy cel - mówi Rafał Ostaszewicz, lekarz weterynarii z Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt, który przyjechał na miejsce. - Podałem o wiele za dużo środka nasennego. Po takiej dawce locha powinna zasnąć po kilkunastu minutach. A ona tylko słaniała się na nogach.
Dzika udało się obezwładnić dopiero za czwartym podejściem. Kilku policjantów złapało lochę w siatkę i przygniotło swoim ciężarem. Pętanie nóg trwało kilkanaście minut. Zwierzę trafiło z powrotem do klatki, którą dodatkowo zabezpieczono.
- Właściciele wioząc to zwierze w ogóle nie byli na to przygotowani - mówi Ostaszewski. - Klatka nie spełniała żadnych norm odnośnie transportu zwierząt. Mam nadzieję, że zajmą się tym odpowiednie służby. To nie do pomyślenia, żeby bezkarnie przez środek miasta przewozić tak niebezpieczne zwierzę. Właściciele twierdzą, że to udomowiony, hodowlany dzik. Moim zdaniem to nieprawda.