Na Ukrainie nie dawano jej szans, leczenie nie przynosiło skutków. W Lublinie chora na raka 15-letnia Olga znalazła pomoc, jej stan się poprawia. Ale na leczenie potrzebne są pieniądze.
W ciągu jednego dnia udało się im załatwić wizy i już nocą były w szpitalu. Lekarze od razu zajęli się dziewczynką. Okazało się, że koszt leczenia nie będzie mały. - Wyniesie około 400 tysięcy zł - mówi Agnieszka Osińska, rzecznik DSK.
Blisko 150 tysięcy udało się zebrać. Rodzina chorej sprzedała wszystko, co tylko się dało. Pomagają im przyjaciele. Ale to wciąż mało.
- Bardzo się cieszę, że powoli wracam do zdrowia - mówi Olga. Jest wyczerpana. Przechodzi właśnie trzeci etap chemioterapii. Mimo tego na jej twarzy gości uśmiech. - Tęsknię za przyjaciółmi. Nie mam ich wielu, ale są dla mnie jak rodzina. Zawsze mogę na nich liczyć. Wysyłamy sobie SMS-y - mówi dziewczyna.
Olga cały czas przebywa z mamą. - Na Ukrainie nie byłoby to możliwe. Na oddziale z szesnastoma salami są tylko dwie pielęgniarki, rodzice mogą jedynie odwiedzać swoje dzieci. O przebywaniu z nimi dłużej nie ma mowy - mówi pani Zina. - U was jest inaczej. Nie dość, że opieka jest bardzo dobra, to jeszcze mogę być przy córce.
Mama Olgi mieszka w przyszpitalnym hotelu. Nie płaci za pokój - kiedy kierownictwo hotelu dowiedziało się o kosztach leczenia jej córki, zrezygnowało z pieniędzy. Także rodzice innych dzieci z oddziału onkologii pomagają Ukraince. - Nawet gdy jedziemy do domu, to dzwonią i pytają czy wszystko w porządku, czy mamy co jeść - mówi mama Olgi. - To niemal druga rodzina. W Polsce nikogo bliskiego nie mamy.
Lekarze są dobrej myśli, a Olga już nie może doczekać się wakacji. To właśnie wtedy ma się zakończyć jej leczenie. Później będą już tylko wizyty kontrolne.
- Nie lubię siedzieć w miejscu - mówi Olga. - Leżąc w szpitalu staram się nie marnować czasu. Nie mogę chodzić z innymi dziećmi na lekcje, ale sama czytam książki.
W przerwach między etapami chemioterapii Olga odzyskuje sprawność. - To bardzo żywotne dziecko - cieszy się jej mama.