32-letni Jacek Sawicki zginął pod kołami mazdy. Za kierownicą siedział nadkomisarz z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Rodzice obawiają się, że nigdy nie poznają prawdziwych okoliczności śmierci swojego syna.
– Uderzenie było potężne. Podczas oględzin nie mogliśmy poznać syna – opowiada ze łzami w oczach Stanisław Sawicki, ojciec Jacka.
Mężczyzna wpadł pod koła mazdy, którą kierował Wacław S., nadkomisarz z Wydziału Techniki Kryminalistycznej KMP w Lublinie. Tuż po wypadku na miejscu pojawiła się policja z Łęcznej oraz prokurator z Włodawy.
– Już od początku śledczy dążyli do szybkiego umorzenia sprawy – twierdzi ojciec Stanisław Sawicki. – Jeden ze świadków usłyszał od policji, by szybko odjechał, bo oni wszystkim się zajmą.
– Samochód został oddany sprawcy, który miał go sobie "zabezpieczyć we własnym zakresie”. Czy taka jest praktyka, jak za kółkiem siedzi policjant? I dlaczego prokurator z policjantem rozmawiali na "ty”? – dopytuje matka.
– Policja twierdzi, że do śmiertelnego potrącenia doszło na środku drogi. To nieprawda. Syn szedł prawidłowo, lewą stroną. Mamy na to świadków – dodaje zrozpaczony ojciec.
Tuż przed wypadkiem Jacka Sawickiego widziało sześć osób. – Szedł przy drodze, ale bliżej rowu niż asfaltu. Widać było, że jest "wypity”, ale zachowywał się bezpiecznie – mówi Anna Jarząbek.
– Minąłem go okolicach Kopiny. Nie zauważyłem, aby stwarzał zagrożenie. Chwilę później minąłem się z mazdą. Jechała szybko. Potrafię to ocenić, bo jestem zawodowym kierowcą. Gdy stanąłem w zatoczce usłyszałem pisk opon i uderzenie. Nie skojarzyłem tego z Jackiem – dodaje Wojciech Steć, znajomy ofiary.
Śledczy odpierają zarzuty. – Prokurator z Włodawy nie znała wcześniej kierowcy mazdy, a więc nie było konwersacji na stopie towarzyskiej – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
– Na miejscu, oprócz policyjnych techników, pracował też biegły rzeczoznawca z zakresu techniki samochodowej. Dlatego po przeprowadzeniu oględzin mogliśmy wydać pojazd kierowcy.
Jak mówi Syk-Jankowska, prokurator powołała też biegłego do ustalenia okoliczności wypadku. Była też w szpitalu podczas pobrania krwi od kierowcy. – Wszystko po to, aby nie było cienia wątpliwości ze względu na charakter jego pracy – tłumaczy rzecznik.
Badania krwi wykazały, ze Wacław S. był trzeźwy, natomiast ofiara miała w organizmie ponad 3 promile alkoholu.
– Sprawa jest na "biegu”, trzeba poczekać na efekty pracy śledczych. Jednak o uchybieniach nie ma mowy – ucina Syk-Jankowska.