Mniej więcej dwa dni przetrwał na ul. Kołłątaja świeżo posadzony szpaler lip. W czwartek drzewa zostały powyrywane przez tę samą ekipę, która je sadziła. Potem lipy wywieziono. Przechodnie przecierali oczy ze zdumienia, ale okazuje się, że tak ma być.
Drzewka nie spodobały się urzędnikom, którzy kazali je tu posadzić. – Nie były zgodne z zamówieniem – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina. I dodaje, że miasto zamawiało ładne sadzonki, a te lipy były jakieś lipne, co zresztą już wcześniej zauważali przechodnie i pracownicy pobliskich budynków. Ci, którzy sadzili drzewka muszą się teraz postarać o ładniejsze sadzonki. Tak zdecydowało miasto, które za usunięte drzewka płacić nie zamierza.
Ul. Kołłątaja nie ma szczęścia do drzewek, a zła passa zaczęła się już 10 lat temu. Wtedy to usunięto stąd 11 jesionów, bo uznano, że stanowią „kolizyjny element przestrzenno-kompozycyjny wnętrza urbanistyczno-architektonicznego ul. Kołłątaja blokując powiązania widokowe”.
Kolejne drzewka nie przetrwały zbyt długo. Ostatnio miasto planowało tu posadzić lipy o koronach formowanych w prostopadłościany, ale na to nie zgodził się konserwator zabytków. W końcu stanęło na lipach, które postały kilkadziesiąt godzin.