Wymagamy zaangażowania i pochodzenia polskiego oraz prawicowych poglądów lub apolityczności – za pomocą takiego ogłoszenia szuka pracowników właściciel lubelskiej sieci z kebabami. – To niezgodne z przepisami – uważają eksperci
„Prawdziwy Kebab u Prawdziwego Polaka” to sieć kilku lokali, którą prowadzi Jerzy Andrzejewski, sympatyk środowisk narodowych.
– W ramach wspierania polskiego biznesu i zwiększenia miejsc pracy dla naszych rodaków, wspierajmy polskie firmy i polską myśl. Przecież jesteśmy Polakami – czytamy na profilu facebookowym sieci.
Ostatnio Andrzejewski szuka ludzi do pracy. Warunkiem są jednak: polskie pochodzenie, prawicowe poglądy, ewentualnie apolityczność. Ogłoszenie, które pojawiło się w internecie, wywołało sporo kontrowersji.
– Przychodzą do nas przeważnie klienci o poglądach narodowych. Nie chcę, aby dochodziło do konfliktów między nimi a pracownikami. W naszych czasach wiele osób pomija kwestię narodowości, a ja staram się o tym przypominać – tłumaczy właściciel.
Co myślą o tym eksperci? – W mojej ocenie jest to niezgodne z kodeksem pracy, który mówi o równym traktowaniu. Podobne sytuacje zdarzają się raczej rzadko – mówi Danuta Serwinowska, zastępca Okręgowego Inspektora Pracy w Lublinie d/s Prawno-Organizacyjnych.
Skargi w tej sprawie wpłynęły już do Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. – Dostawaliśmy maile i telefony. Prawdopodobnie przekażemy sprawę do inspektora, ale nie jest ona do końca jednoznaczna. Teoretycznie pracodawca ma prawo pracować z kimś, kto ma określone poglądy. Trudno też wyobrazić sobie, żeby w takim miejscu mogła pracować osoba o poglądach lewicowych – przyznaje Konrad Dulkowski, dyrektor ośrodka.
Dodaje, że jeśli mamy tutaj do czynienia z dyskryminacją, to raczej na tle narodowościowym. – Nie doszło jednak do przestępstwa. Poza tym polskie organa ścigania nie zawsze rozumieją powagę i szkodliwość podobnych sytuacji. W Wielkiej Brytanii takie zachowanie byłoby ukarane mandatem – podaje przykład.
Problemu nie dostrzega właściciel. – To nie jest żadna dyskryminacja. Jestem przecież u siebie, w swoim kraju – tłumaczy Andrzejewski.