Dwadzieścia lat śledztwa i procesu minęło jak z bicza strzelił. Sprawa Mariusza R., oskarżonego o oszustwo, już za kilka dni znajdzie finał w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Dlaczego prawdopodobnie najstarsza lubelska sprawa karna tyle trwała? Przez przepisy – tłumaczą w sądzie i prokuraturze.
2 lutego 1992 roku młody asesor (obecnie prokurator w prokuraturze apelacyjnej) rozpoczął śledztwo w sprawie naciągania bezrobotnych na załatwienie pracy w USA. Mariusz R. umieszczał ogłoszenia, w których podawał się za przedstawiciela firmy z Nowego Jorku werbującej pracowników. Żeby otrzymać bliższe informacje trzeba było wpłacić na jego konto 1,7 zł bądź 3,2 zł (w przeliczeniu na kwoty po denominacji). W zamian przesyłał broszurę z ogólnymi informacjami o szukaniu pracy w USA. Otrzymanie kolejnych informacji kosztowało już kilkadziesiąt dolarów.
Pieniądze wpłaciło 2205 osób. Ponad 100 z nich przesłało większe kwoty, ale nikt dzięki pomocy Mariusza R. do pracy w USA nie wyjechał.
Prokuratura rozpoczęła przesłuchania naciągniętych. Śledztwo zakończyło się aktem oskarżenia dopiero w 2006 roku. Dlaczego tak późno? – To nie było zależne od prokuratury – tłumaczy Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Jeszcze w 1992 roku prokuratura zwróciła się do USA, żeby w drodze pomocy prawnej przesłuchano tam ważnego świadka. Na protokół z jego zeznaniami czekała… 12 lat. Śledztwo ruszyło z miejsca i już po dwóch latach do sądu trafił akt oskarżenia. Proces Mariusza R. mógł się w końcu zacząć. Trwał pięć lat, do maja ub. roku. Oskarżony zażądał, żeby wszystkich pokrzywdzonych przesłuchać bezpośrednio przed sądem.
Wezwania na rozprawę dostało… ponad 2 tys. osób. Wielu świadków z trudem przypominało sobie, że przed kilkunastoma laty wpłacili pieniądze na jakieś konto. Niektórzy nie przyjechali do Lublina i trzeba było zlecać ich przesłuchanie sądom w ich miejscach zamieszkania. Rosły koszty a w sprawę angażowano pracowników wymiaru sprawiedliwości w całym kraju.
Sprawa toczyłaby się krócej, gdyby śledczy oskarżyli Mariusza R. o wyłudzanie po kilkadziesiąt dolarów, pomijając ok. dwa tysiące osób naciągniętych na mniejsze kwoty. Ale i tu na przeszkodzie stanęły przepisy.
– Prokurator jest zobowiązany do wszechstronnego wyjaśniania sprawy i nie może pominąć żadnego pokrzywdzonego – dodaje Syk-Jankowska.