Przedłuża się proces lubelskiego adwokata Zygmunta W. Odpowiada on za spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Wyrok usłyszy najwcześniej jesienią.
Proces znanego prawnika trwa od listopada ubiegłego roku. Byłby już na „ostatniej prostej”, ale sąd musi czekać na kolejną opinię biegłego. Chodzi o złamany palec ofiary wypadku.
– Oskarżony twierdzi, że po tym jak mnie potrącił, wstałem i uderzyłem pięścią w bagażnik jego auta – wyjaśnia pan Jacek, motocyklista poszkodowany w zdarzeniu. – Biegły ma teraz ustalać, czy złamałem palec w wyniku wypadku czy też uderzając pięścią w samochód.
Na opinię biegłego trzeba będzie czekać przynajmniej do końca lipca. Z uwagi na sezon urlopowy, sprawa wróci na wokandę dopiero w październiku. Blisko rok po rozpoczęciu procesu.
Zygmunt W. konsekwentnie nie przyznaje się do winy. Przekonywał sąd, że odjechał z miejsca zdarzenia, bo bał się potrąconego motocyklisty. Nie zamierzał unikać odpowiedzialności.
– Gdybym kombinował, to inaczej bym to rozegrał. Doskonale wiem, jak to robić po 40 latach praktyki zawodowej – oświadczył Zygmunt W. na początku swojego procesu.
Prawnik odpowiada za spowodowanie wypadku, do którego doszło 1 maja ubiegłego roku, tuż przed godz. 19. Pan Jacek, mieszkaniec Lublina jechał swoją yamahą przez Al. Racławickie, w stronę ul. Lipowej. Nagle z parkingu przy KUL wyjechał czerwony nissan.
– Na moment się zatrzymał. Myślałem, że mnie przepuszcza, ale ruszył zajeżdżając mi drogę – wyjaśnia pan Jacek.
Mężczyzna położył motocykl, by uniknąć zderzenia z samochodem. Kiedy wstał, pobiegł za nissanem. Wszystko zarejestrowała kamera monitoringu.
Na nagraniu widać, jak samochód nissan Zygmunta W. wyjeżdża z parkingu, przecina podwójną ciągłą linię i po wypadku odjeżdża.
Policjanci namierzyli kierowcę tuż po zdarzeniu. Okazało się, że to 73-letni prawnik, który od 3 lat nie miał prawa jazdy. Stracił je za przekroczenie limitu punktów karnych. To efekt jazdy z nadmierną prędkością. Motocyklista wyszedł z wypadku z licznymi potłuczeniami i złamaną ręką.