73-letnia pacjentka z nowotworem miała w trybie pilnym trafić z Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej do pulmonologa w SPSK4. Tam 6 godzin czekała na szpitalnym oddziale ratunkowym. Znalazła pomoc w innym mieście, gdzie dotarła na własny koszt.
- Mamie, z powodu choroby nowotworowej w jamie otrzewnowej i opłucnej zbiera się płyn, który jest upuszczany przez przeprowadzenie punkcji obarczającej. Zgłosiłyśmy się do Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, ale z powodu przeprowadzki zostałyśmy odesłane do SPSK4. Mama została tam przywieziona karetką w trybie nagłym w związku z wystąpieniem duszności i trudności z oddychaniem – relacjonuje córka pacjentki.
– Na przybycie pulmonologa czekałyśmy sześć godzin. Gdy w końcu przyszedł, personel SOR-u poinformował go, że pacjentka jest zniecierpliwiona bardzo długim czasem oczekiwania na pomoc. Zareagował na to oburzeniem. Oznajmił, że idzie na oddział i wróci dopiero za półtorej godziny. Kobiety podjęły wówczas decyzję o wypisie.
- Byłyśmy przestraszone i zdecydowałyśmy, że zwrócimy się o pomoc w innym szpitalu. Mama coraz gorzej się czuła – podkreśla córka pacjentki. – Pojechałyśmy do szpitala do Zamościa. Tam po upływie zaledwie trzech minut lekarka udzieliła mamie pomocy i przeprowadziła zabieg. Mama miała w płucach prawie trzy litry płynu. Uważam, że sytuacja jest skandaliczna i poniżająca. To łamanie praw pacjenta.
Rzeczniczka SPSK4 odpiera zarzuty, tłumacząc się przepełnieniem SOR-u.
- Dzień, w którym trafiła do nas pacjentka był wyjątkowy ze względu na przeprowadzkę w COZL. Mieliśmy bardzo dużo pacjentów – zaznacza Marta Podgórska, rzeczniczka SPSK4. - Faktem jest, że pacjentka długo czekała na diagnostykę, jej stan był jednak stabilny. W systemie triażu, który stosujemy w naszym szpitalu miała kolor żółty, który oznacza, że nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, a mieliśmy pacjentów, gdzie takie zagrożenie było. To nimi najpierw muszą zająć się lekarze.
Dodaje, że pulmonolog miał w tym czasie na oddziale pacjenta z krwawieniem z dróg oddechowych. - Musiał więc się nim zająć w pierwszej kolejności – zaznacza Podgórska. - Gdyby pacjentka jeszcze zaczekała, trafiłaby na oddział pulmonologiczny, gdzie zostałby wykonany zabieg.
– Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że doszło do naruszenia prawa pacjenta. Dlatego zajęliśmy się tą sprawą. Zwróciliśmy się do dyrekcji placówki o wyjaśnienia. Na razie możemy się tylko opierać na skardze pacjentki – mówi Marek Cytacki z biura Rzecznika Praw Pacjenta. - Trudno będzie usprawiedliwić sześciogodzinne opóźnienie. Można było zapewnić konsultację przez lekarza oddziału spośród wszystkich obecnych lekarzy. Learze SOR-u wykazali się nieuzasadnioną i działającą na szkodę pacjenta solidarnością z pulmonologiem. Nie zawiadomili przełożonych o pojawieniu się bariery w udzieleniu świadczenia, a także nie skorzystali z możliwości przewiezienia pacjenta do innego ośrodka.