Rozmowa z Marcinem Wójcikiem, współwłaścicielem klubu Piękna Pszczoła w Centrum Spotkania Kultur.
• O waszym klubie było ostatnio głośno za sprawą inaugurującej jego działalność imprezy „Pierwsze bzykanie”. Radny wojewódzki PiS Andrzej Pruszkowski na sesji sejmiku nazwał ją kontrowersyjną, pytając o udział w wydarzeniu marszałka województwa. Spodziewaliście się takiego zamieszania?
– Nie spodziewałem się, bo nie otworzyliśmy klubu po to, żeby wywoływać kontrowersyjne sytuacje. Odcinamy się od polityki i nie interesuje nas, czy ktoś wykorzystuje to do swoich celów, czy nie. Po prostu robimy swoje.
• A czy z innych stron dotarły podobne wyrazy zgorszenia czy oburzenia?
– Nie spotkaliśmy się z takimi sygnałami. Czytałem artykuł z wypowiedzią radnego Pruszkowskiego. Jeśli komuś takie rzeczy mają pomagać w karierze politycznej, to je wykorzystuje. Nasz klub jest otwarty dla wszystkich. Nie mamy problemu z tym, żeby każdy chętny przyszedł do nas i zobaczył, jak to wygląda. Z tego, co wiem, to pan radny nie był naszym gościem, a o imprezie dowiedział się pewnie z rozmów kuluarowych. Nasze imprezy robimy z dużą dozą humoru i dystansu. Niektóre nazwy mogą się komuś źle kojarzyć, ale to nie jest nasz problem. My chcemy, żeby w Lublinie powstało ciekawe miejsce dla fajnych ludzi, przyjaźnie nastawione do świata.
• Przekornie reklamujecie się jako „najgorszy klub w mieście”. Na Facebooku macie sporo „jedynek”, czyli najniższych możliwych ocen. Podobno sami je sobie wystawiacie?
– Naszym pomysłem było reklamowanie się w ten sposób i liczyliśmy na to, że ludzie, dla których powstał ten klub, chwycą tę konwencję i będą się z nami bawić w ten „najgorszy klub w mieście”. Te opinie, które się pojawiają, strasznie nas bawią i jak widać, bawią również naszych klientów. Ci, którzy byli w klubie wiedzą, jak on wygląda i jak można w nim spędzić czas. Póki co, twardo jesteśmy oceniani na „jedynki”, ale naszym pomysłem na to zasłużyliśmy (śmiech).
• Zamierzacie dalej iść tą drogą, zarówno jeśli chodzi o konwencję, jak i nieco dwuznaczne nazwy imprez?
– Chcemy dalej utrzymywać poziom „najgorszego klubu w mieście”. Co do nazw imprez, to trudno powiedzieć, bo wymyślamy je na bieżąco. Nie chcemy budować naszego wizerunku w oparciu o dwuznaczności, czy to seksualne, czy jakiekolwiek inne. Planujemy też wydarzenia typu „Gabinet złudzeń” czy „Bezpieczny weekend”. Nie ma tu nic dwuznacznego. Wszystko jest kwestią pomysłu. Pracujemy w kilka osób nad zachęceniem ludzi do odwiedzenia naszego klubu i na razie to się udaje.