Nikt nie wyjaśnił, po co prezydent Lublina wysłał swą zastępczynię do Warszawy do nieczynnego ministerstwa. Ani dlaczego służbowy wóz zawiózł ją zamiast do ministerstwa na lotnisko, skąd leciała na urlop do Malezji.
Po co był wyjazd do ministerstwa, które w soboty nie pracuje? Prezydent Lublina Adam Wasilewski przez biuro prasowe odesłał nas do sekretarza miasta.
– Prezydent zażądał wyjaśnień w tej sprawie od pani Kołodziej-Wnuk – stwierdza Andrzej Wojewódzki, sekretarz miasta.
Dlaczego prezydent musi pytać podwładną, po co ją wysłał do stolicy? Prosimy, by sekretarz dopytał o to szefa. – Miała zawieźć dokumenty do ministerstwa – słyszymy w końcu. – To nie znaczy, że prezydent znał, czy miał znać konkretny dokument, który był wieziony. Na wyjaśnienia pani prezydent ma czas do poniedziałku.
Po co "do ministerstwa” pani prezydent jechała z mężem? Dlaczego pojechali prosto na Okęcie? Ratusz nie wie.
– Informację o tych wątpliwościach prezydent powziął w piątek z prasy – mówi Wojewódzki.
Czyżby prezydent nie pytał podwładnej o efekt wyjazdu? – Rozmawiał z nią. O czym? Nie wiem.
Papierową delegację prezydent podpisał dopiero 22 lub 23 grudnia, gdy Kołodziej-Wnuk była już w Malezji. Ratusz mówi, że mógł tak postąpić.
Wyszło także na jaw, że auto Ratusza pojechało na Okęcie także 12 stycznia. Powód? Pani prezydent wracała z urlopu. Ten kurs od początku był uznany za wykorzystanie służbowego wozu do prywatnych celów i pani prezydent ma zapłacić za kierowcę i wszelkie składniki jego pensji, za paliwo oraz amortyzację auta. Ile? Ratusz też nie wie.
My wiemy, że za taksówkę z Lublina na Okęcie trzeba zapłacić 380 zł. Bus do stolicy kosztuje 25 zł, pociąg 36 zł.
Kołodziej-Wnuk broni się, że jej "prywatny wyjazd był w pewnej mierze też służbowy” bo do Malezji zawiozła foldery Lublina.
– To jej nie tłumaczy – mówi Michał Widomski, szef Komisji Budżetowo-Ekonomicznej w Radzie Miasta i zapowiada, że na najbliższym posiedzeniu postawi do raportu skarbnika miasta.
– Bo ten wyjazd dowodzi, że w urzędzie nie ma mechanizmów, które blokowałyby takie rzeczy i że władza nie liczy się z publicznym groszem.