Do tragedii doszło wczoraj o godz. 4.15 rano pomiędzy Bogucinem a Polichną pod Garbowem na trasie Warszawa-Lublin. Bus, w którym jechało sześciu zawodników Avii Świdnik, zderzył się czołowo z tirem.
Drugim busem wracał trener z resztą drużyny. - Staliśmy pierwsi w korku na drodze. Myśleliśmy, że to tylko straż pożarna usuwa powalone drzewo - opowiada Krzysztof Lemieszek. - A potem zobaczyliśmy w rowie naszego busa... szok. Aż trudno mi w ogóle cokolwiek mówić.
Na miejscu zginął kierowca busa i trzech siatkarzy. Trzech pozostałych pasażerów jest w szpitalu. Są w ciężkim stanie. - Dwóch walczy o życie - mówi Krzysztof Michalski, prezes klubu. - W najgorszym stanie jest Grzesiek Brzozowiec. Przeszedł dwie operacje, w tym trepanację czaszki. Trzeci ranny, Łukasz Maziak, ma złamaną kość udową i uraz biodra.
Tymczasem przed siedzibą klubu od niedzielnego poranka gromadzili się ludzie. Pod zdjęciami zmarłych tragicznie siatkarzy pojawiły się kwiaty, wieńce i dziesiątki zniczy. - Co chwila ktoś przychodzi. Całe miasto żyło przecież siatkówką - tłumaczy Edward Karasiński, pracownik ośrodka sportowego w Świdniku. - To byli młodzi zawodnicy. Zaczęli trenować dopiero 20 sierpnia. Grali w podstawowym składzie.
Za tydzień Avia miała rozegrać kolejny mecz. - To nie wchodzi w rachubę - mówi Michalski. - Zwrócimy się do Polskiego Związku Piłki Siatkowej o zawieszenie nas w rozgrywkach na co najmniej pół roku. Jesteśmy zdruzgotani tym wypadkiem.
Wczoraj burmistrz Świdnika ogłosił jednodniową żałobę. - Mój syn jest niewiele młodszy od tych zawodników - mówił Waldemar Jakson.
Flaga na urzędzie została opuszczona do połowy. W kościołach księża prosili o modlitwę za tragicznie zmarłych i o zdrowie dla rannych.
- Jak usłyszałem o tym nieszczęściu, to zaraz mi się przypomniał 1976 rok - opowiada Tomasz, kibic drużyny. Wtedy, w wypadku na Górkach Sławinkowskich przy wjeździe do Lublina, zginęli siatkarze Avii: Zdzisław Pyc i Henryk Siennicki.