Rozmowa z Mariuszem Banachem, zastępcą prezydenta Lublina ds. oświaty
• Rodzice uczniów kończących gimnazja i zreformowane podstawówki obawiają się, czy dla ich dzieci wystarczy miejsc w szkołach średnich, bo szturm do nich przypuści tzw. zdublowany rocznik. Znamy już odpowiedź na to pytanie?
– Oczywiście. Miejsc wystarczy na pewno dzięki temu, że mamy dziś dużo szkół z małym obłożeniem. Z przekształcanych gimnazjów stworzyliśmy też dwa licea. Wciąż mamy jednak trzy problemy związane z rekrutacją. Pierwszy jest taki, że wszyscy uczniowie znajdą miejsce w szkole, ale nie wszyscy trafią do wymarzonych szkół. Przykładowo: I Liceum Ogólnokształcące miało zwykle 8 klas pierwszych, a teraz będzie miało po 5 oddziałów dla uczniów kończących gimnazja i szkołę podstawową. Nie potrafimy więc zagwarantować, że będzie to wymarzona szkoła, ale miejsce na pewno się znajdzie. W razie potrzeby możemy też uruchamiać kolejne szkoły.
• Czy nie ma zagrożenia, że uczniowie mieszkający w Lublinie będą musieli dojeżdżać do szkół w innych miastach? Takie zagrożenie zgłaszały już niektóre samorządy.
– Planujemy, że w związku z tzw. zdublowanym rocznikiem musimy stworzyć 200 nowych oddziałów i już w tej chwili jesteśmy w stanie umieścić je w szkołach średnich. Nasi uczniowie nie będą musieli jeździć do szkól w innych miastach. Taka wyjazdowa układanka jest jednak trudna. To trochę wróżenie z fusów, bo ponad połowa uczących się dziś w lubelskich szkołach średnich jest spoza naszego powiatu. Zakładamy, że teraz będzie podobnie. Nie znamy jednak odpowiedzi na pytanie, czy tacy uczniowie chcą uczyć się w Lublinie, czy tylko w konkretnych, renomowanych szkołach. W związku z tym nie wiemy, co zrobią, kiedy zabraknie dla nich miejsc w najlepszych szkołach. Zdecydują się pójść do innych miejskich placówek, czy wrócą do swoich powiatów?
• Problemem będzie także obsada kadrowa, nauczyciele.
– Mało się o tym mówi, a to poważna sprawa. Zakładamy, że do szkół średnich przyjdą nauczyciele z wygaszanych gimnazjów, ale nie mamy pewności, że tak będzie. Zakładamy, że tak się stanie. Gdyby jednak tak nie było, to musimy szukać innych pedagogów. Byłoby to też spore wyzwanie finansowe. Musimy być przygotowani, że jeśli ci nauczyciele postanowią odejść z zawodu, to będziemy musieli im wypłacić 6-miesieczną odprawę. Dlatego już od stycznia będziemy badali przepływy kadrowe i przeprowadzali ankiety w sprawie dalszych planów zawodowych. Nie zostawimy tego przypadkowi.
Żeby łatwiej układać tę rekrutacyjną układankę prosiliśmy panią kurator, żeby rekrutację rozpocząć wcześniej o miesiąc. Zakończyć musi się tak jak zawsze, gdy będą znane wyniki egzaminów. Chcemy jednak wcześniej znać preferencje uczniów, żeby móc reagować. Na razie nie mamy jednak odpowiedzi w tej sprawie. Wciąż czekamy na decyzję.