Od rana do wieczora pod gołym niebem, nawet w strugach deszczu, bez dostępu do WC i odzieży ochronnej. W takich skandalicznych warunkach pracują ludzie zatrudnieni na stacjach tankowania gazem LPG.
Wyjątkową bezmyślnością wykazał się właściciel jednej ze stacji w Międzyrzecu Podlaskim. Dystrybutor służący do tankowania aut znajdował się w... łatwopalnym namiocie. W innym miejscu tuż nad butlami, w strefie bezpośredniego zagrożenia wybuchem, wisiała prowizorycznie sklecona instalacja elektryczna. Państwowa Inspekcja Pracy znalazła też stację, gdzie w pobliżu dystrybutora stała lodówka, która mogła zaiskrzyć i spowodować eksplozję.
– Prawdziwą plagą jest brak rękawic ochronnych. Bo gaz podczas rozprężania bardzo się schładza i może powodować groźne odmrożenia – mówi Zbysław Momot, zastępca okręgowego inspektora pracy w Lublinie. – Tymczasem dawano pracownikom zwykłe rękawice „wampirki”, chroniące przed zabrudzeniami.
– Wielu właścicieli takich stacji ogranicza się do postawienia butli, dystrybutora i małej budki. Nie ma nawet kawałka wiaty chroniącej przed deszczem – dodaje Włodzimierz Stańczyk z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Właśnie tam trafiły wyniki kontroli PIP. Wojewoda polecił sprawdzić także bezpieczeństwo na stacjach LPG. Kontrola wypadła źle. Na 140 placówek inspektorzy kazali kilkanaście zamknąć do czasu usunięcia nieprawidłowości. Wiele zastrzeżeń mieli też strażacy. Odwiedzili 68 stacji ujawniając 180 różnych uchybień. Najczęściej dotyczyły braku gaśnic i urządzeń przeciwpożarowych. – Nie ma stacji, na której nie wykryto by żadnego błędu – mówi Stańczyk.
Zmasowane kontrole potrwają
do końca listopada.