- Jeden kierownik dostaje kilka tysięcy, inny tylko kilkaset złotych dodatków - tak Mirosław Taras, były prezes LPEC, tłumaczy dlaczego tuż przed swoim odejściem ze spółki wprowadził nowe regulacje wynagrodzeń. Nowy zarząd natychmiast uchylił to zarządzenie
Prezes określił nowe zasady na dwa dni przed odejściem ze spółki. Związkowcy uznali, że chciał w ten sposób wprowadzić ukryte podwyżki dla kierownictwa. Interweniowali więc u prezydenta Lublina i radnych. We wtorek zarząd LPEC, w porozumieniu z prezydentem, uchylił zarządzenie prezesa Tarasa. Jak tłumaczy rzecznik LPEC Teresa Stępniak-Romanek, "miało to na celu zachowanie jawności i klarowności polityki płacowej”.
Ale według byłego prezesa LPEC, z jawnością jest w firmie problem. - Jeden kierownik co miesiąc dostawał dodatek w wysokości kilku tysięcy złotych, a inni po kilkaset - mówi Taras. - Akurat ten człowiek ma ogromny zakres obowiązków i słusznie dostawał więcej. Ale inni, którzy również mieli sporo pracy, dostawali po kilkaset złotych. To nieetyczne. Uznałem, że dodatki trzeba przyznawać adekwatnie do stanowiska i zakresu obowiązków.
W Ratuszu temu nie zaprzeczają. dodając jednak, że to nie pora na reformę zakładowych finansów. - Spółka jest w trakcie zmian. To nie jest najlepszy moment na regulowanie takich kwestii - mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Mirosław Taras dodaje, że układ zbiorowy w LPEC nie przewidywał dodatków funkcyjnych. Te sprawy regulowało tylko uchylone zarządzenie. - Skoro już nie obowiązuje to rozumiem, że i dodatki zostały automatycznie zlikwidowane. Biorąc pod uwagę trudną sytuację finansową LPEC to logiczny krok - kwituje Taras.
Z oficjalnego stanowiska spółki wynika jednak, że dodatki w spółce mogą funkcjonować w oparciu o zapisy układu zbiorowego.
Na kierowniczym stanowisku w LPEC pracuje m.in. mąż Moniki Lipińskiej, zastępcy prezydenta Lublina ds. Społecznych. Artur Lipiński jest dyrektorem ds. administracyjnych.