Prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące prof. Elżbiety Starosławskiej, byłej dyrektor Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Śledczy uznali, że nie kłamała ona w swoich oświadczeniach składanych w związku z przetargami. Związkowcy żądają jej powrotu na stanowisko dyrektora COZL
Śledztwo zostało umorzone z uwagi na brak znamion przestępstwa – informuje Piotr Marko, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie. – Nie udało się znaleźć dowodów świadczących o tym, że dyrektor Starosławska świadomie podała nieprawdziwe informacje w dokumentach.
Marszałek nie uwierzył
Postępowanie obejmowało lata 2011-2015. Dotyczyło kontraktów z firmami, które startowały w przetargach organizowanych przez COZL. Chodziło głównie o dostawy leków. Jednocześnie prokuratura prześwietlała umowy na prace badawcze, które zawierała dyr. Starosławska.
Szefowa COZL zasiadała w komisjach przetargowych. Zgodnie z przepisami, przy każdym postępowaniu powinna składać oświadczenia z informacją, czy przez ostatnie 3 lata pracowała dla oferenta, np. na podstawie umowy o pracę czy umowy zlecenia.
Jak informują śledczy, dyrektor złożyła ponad 20 takich oświadczeń. Wynikało z nich, że z oferentami nie ma nic wspólnego. Zarząd województwa miał jednak co do tego wątpliwości.
Umowy pod lupą śledczych
Chodziło przede wszystkim o firmę Roche, która wygrała przetarg na dostawy leków do szpitalnej apteki. Prawnicy marszałka ustalili, że jednocześnie Elżbieta Starosławska prowadziła badania dla tej firmy. Zawiadomili prokuraturę.
Pierwsze śledztwo zostało umorzone. W czerwcu ub.r. sąd uznał jednak, że nie zbadano wszystkich dowodów i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Śledczy ustalili, że prof. Starosławska rzeczywiście pracowała dla firmy Roche, ale prawa nie złamała. Formalnie bowiem umowy na dostawy leków zawarto z różnymi spółkami.
Leki dostarczała firma Roche Polska. Jej przedstawiciele podpisali się również pod umową na badania, ale tylko jako pośrednicy. Formalnym zleceniodawcą była firma Roche z siedzibą w Bazylei. Nie była to więc ta sama spółka, która startowała w przetargu.
Poza tym trudno było jednoznacznie ocenić rodzaj umowy na badania. Nie miała ona bowiem konkretnej nazwy.
– Dyrektor Starosławska stała na stanowisku, że była to umowa o dzieło, a nie zlecenie. Nie obejmował jej więc zakaz opisany w ustawie o zamówieniach publicznych – wyjaśnia prokurator Marko. – Dyrektor mogła tak to interpretować. Nie stwierdziliśmy tu świadomego, niezgodnego z prawem działania. Nie doszło więc do przestępstwa.
Postanowienie prokuratury jest prawomocne. W sądzie toczą się jeszcze dwie inne sprawy związane ze zwolnieniem prof. Starosławskiej. Jedno dotyczy uznania wypowiedzenia za bezskuteczne, drugie – przywrócenia do pracy.
Związkowcy nie chcą Krawca
Tymczasem związkowcy z „Solidarności” działającej w COZL chcą powrotu byłej szefowej. Szukanie nowych kandydatów na dyrektora uważają za „eksperymenty, na które szpitala nie stać”. Chodzi o kandydaturę Piotra Krawca, o której pisaliśmy we wtorek. On sam potwierdza, że dostał propozycję kierowania centrum i ją rozważa.
– Nie występujemy przeciwko panu Krawcowi, bo go nie znamy. Niemniej z informacji w mediach wynika, że nie miał szczególnych sukcesów w zarządzaniu szpitalami w Kraśniku i Biłgoraju – mówi Józef Krupa, przewodniczący „Solidarności” w COZL. – Ponadto jest specjalistą w dziedzinie pediatrii i neonatologii, a naszym centrum powinna kierować osoba, która specjalizuje się w onkologii. Poprzednia ekipa rządząca ciągle zmieniała dyrektorów, co miało bardzo negatywny wpływ na sytuację szpitala. Apelujemy, żeby tego nie powtarzać.
Krupa podkreśla, że prof. Starosławska jest wybitnym onkologiem i ma 10-letnie doświadczenie w kierowaniu centrum (była dyrektorem w latach 2006-2016 – red.), w którym pracowała od 1976 roku najpierw jako lekarz, a potem kierownik oddziału.
I straszą protestami
Związkowcy nie wykluczają protestów. – Czekamy na ustabilizowanie sytuacji w naszym centrum. Jedynym rozwiązaniem jest powrót na stanowisko dyrektora prof. Starosławskiej. Marszałek Wojciechowski nam to obiecał – mówi przewodniczący Krupa.
Chodzi o słowa jakie padły w trakcie kampanii wyborczej w październiku. Zbigniew Wojciechowski, wówczas kandydat PiS do sejmiku województwa, zadeklarował na konferencji prasowej:
– Jeżeli pani prof. Starosławska będzie zainteresowana, to jeśli będę w zarządzie województwa, to zrobię wszystko, aby mogła powrócić na stanowisko i dokończyć swoje dzieło.
Jego zdaniem, spowoduje to powrót lekarzy, którzy odeszli z placówki oraz pozwoli na dokończenie rozbudowy COZL i zniwelowanie długów.
Dziś Wojciechowski zajmuje fotel wicemarszałka. Jest odpowiedzialny m.in. za służbę zdrowia.
– Moje stanowisko jest takie samo jak wcześniej – mówi Wojciechowski. – Ale decyzję podejmuje zarząd.
Kandydatury Krawca na dyrektora COZL nie chciał komentować.
Za ile? Ściśle tajne
W COZL prof. Starosławska zarabiała ok. 200 tys. rocznie. Drugie tyle dostawała z umów cywilnoprawnych, ale nigdy nie chciała zdradzić z kim je popisuje. Z jej oświadczeń majątkowych wynika, że w 2013 r. zarobiła w ten sposób 203 tys. zł, a rok później – 154,5 tys. zł. Źródła tych dochodów nie podała nawet wtedy, gdy zażądał tego osobiście marszałek województwa.
– Była jedyną osobą spośród dyrektorów naszych jednostek służby zdrowia, które odmawiały składania wyjaśnień – mówił w marcu 2016 r. Sławomir Sosnowski, wówczas marszałek województwa.
Ogromne kontrowersje wzbudzał i wzbudza do dziś kolorystyka budynków COZL. Ona sama jaskrawych kolorów broniła powołując się na ekspertyzę prof. Stanisława Popka z UMCS. Za opracowanie, w którym napisał o dobroczynnym wpływie żółtego i pomarańczowego na człowieka, naukowiec dostał ponad 8 tys. zł.
– Budynek jest dobrze wyeksponowany i widoczny z każdego miejsca w centrum miasta. Żaden pacjent, który przyjedzie PKS-em do Lublina nikogo nie będzie musiał pytać o drogę – tłumaczyła.
Z zmianę kolorystyki budynku nadal walczy m.in. Stowarzyszenie Architektów Polskich.