W ciągu kilku dni ma się zacząć budząca protesty wycinka drzew na działce przy ul. Koncertowej. Wyrok na zieleń już dawno wydali radni podejmując decyzje skutkujące tym, że ktoś może usunąć stąd drzewa. Słynna „ustawa Szyszki” tylko pozwala wyciąć je taniej
- My tylko korzystamy z przepisów – wyjaśnia Jerzy Bartoszek, jeden z właścicieli nieruchomości leżącej za komisariatem przy Koncertowej. Na porastających ją drzewach pojawiły się niedawno numery namalowane zielonym sprayem. Tak wygląda „inwentaryzacja zieleni”, gdy planuje się ją wyciąć. Drwal dostaje później listę z numerami. – Jest już w pogotowiu – przyznaje Bartoszek.
Wraz z numerami na pniach pojawiły się też protesty. – Trzeba uczynić wszystko, co w ludzkiej mocy, by nie wycięto drzew – pisał do mediów Andrzej Filipowicz, dzielnicowy radny z Czechowa.
Ale zrobić niewiele można, bo na wycinkę nie trzeba tu żadnych pozwoleń. To przykład działania ustawy, o której krytycy mówią „lex Szyszko”. Prywatny właściciel działki może wykarczować z niej drzewa, o ile nie jest to związane z prowadzeniem działalności gospodarczej.
– Teren należy do dwóch osób fizycznych i nie zostało wydane pozwolenie na budowę w tym miejscu – informuje Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina. – W związku z tym można stwierdzić, że działka spełnia przesłanki określone w ustawie.
Chociaż protesty pojawiły się teraz, to już od dawna los terenu przy Koncertowej jest przesądzony. Pierwszy wyrok na drzewa zapadł już w 2005 r., gdy Rada Miasta określiła przeznaczenie tego terenu: albo szkoła, albo usługi komercyjne. Taki zapis znalazł się w uchwalonym przez radnych planie zagospodarowania terenu.
Drugą kluczową decyzją dla działki będącej wówczas własnością miasta, była zgoda na jej sprzedaż. Taką uchwałę radni podjęli we wrześniu 2009 r. Nieruchomość trafiła na przetarg. Wiosną 2010 r. kupił ją ówczesny współwłaściciel sieci sklepów Aldik. Zapłacił 5,1 mln zł. Na części terenu stanął Lidl i inne sklepy, na części do dziś są drzewa.
W czasie, gdy otwierano tu Lidla, miejscy radni – na wniosek prezydenta – uznali, że warto byłoby nieco zmienić plan zagospodarowania terenu. W 2012 r. uchwalili nowy, który obowiązuje do dzisiaj.
Plan mówi, że zadrzewiony obszar jest miejscem zabudowę usługową z przeznaczeniem na handel, gastronomię, administrację, ochronę zdrowia, drobne usługi i kulturę. Część działki powiązana jest z Ekologicznym Systemem Obszarów Chronionych, ale – jak podkreśla Ratusz – nie chroni to drzew.
– Zgodnie z zapisami planu, w miejscach należących do ESOCH, nie można zmieniać ukształtowania terenu, natomiast znajdującą się tam zieleń można porządkować – przyznaje Krzyżanowska. Połowę działki ma zajmować urządzona zieleń, ale plan nie wymaga, by były to obecne drzewa. Wskazuje tylko dwa, których nie wolno wyciąć.
Inwestor podkreśla, że nie jest niczemu winien. – W momencie uchwalania planu można było określić inne przeznaczenie działki – stwierdza Bartoszek. – Ale skoro określono to jako teren inwestycyjny i wystawiono na sprzedaż to trudno, żeby ktoś, kto zainwestował w tę nieruchomość zachował się inaczej, niż dopuszcza plan. A my nic innego tu nie robimy.
Współwłaściciel działki twierdzi, że nie ma na razie skonkretyzowanych pomysłów na inwestycję. – Wycinamy drzewa, bo korzystamy z pozwalających na to przepisów. Boimy się, że ustawa zmieni się na tyle, że zwiąże nam ręce – tłumaczy nam przedsiębiorca. – Wycinka ma się zacząć w najbliższych dniach – deklaruje. Pytany o to, ile drzew stąd usunie odpowiada: – Kilkadziesiąt.