Upił się z nieznajomymi w salonie gier, a potem pozwolił się okraść na dworcu. Żeby wytłumaczyć się przed rodziną wymyślił, że został napadnięty.
Twierdził, że w nocy z niedzieli na poniedziałek przyjechał autobusem na dworzec PKS przy Al. Tysiąclecia w Lublinie. Miał jechać do pracy do Warszawy.
- Relacjonował, że gdy czekał na busa podeszło do niego czterech mężczyzn i kobieta – mówi Arkadiusz Arciszewski, z KWP w Lublinie. - Jeden z nich miał mu przyłożyć nóż do szyi 45-latka, a kobieta przeszukać jego odzież. Podawał, że napastnicy zabrali mu telefon i 600 złotych. Twierdził też, że o napadzie zawiadomił policjantów, którzy przejeżdżali ul. Ruską, ale oni nie chcieli zając się jego sprawą.
Na kolejnym przesłuchaniu mężczyzna przyznał, że wszystko zmyślił, żeby wytłumaczyć rodzinie to, że stracił pieniądze.
Nie chciał też jechać do pracy, bo bał się badania alkomatem. Po przyjeździe do Lublina, poszedł do baru z automatami do gry. Pił tam alkohol. Zostawił kompanów i wrócił na dworzec. Usiadł na dworcowej ławce. Zorientował się, że nie ma przy sobie pieniędzy i telefonu.
45-latek będzie odpowiadał za fałszywe zawiadomienie o przestępstwie.