Mimo że w Lublinie od kwietnia działa „wytrzeźwiałka”, szpitalne oddziały ratunkowe nadal mają problem z pijanymi. – Nie zauważyliśmy żadnej różnicy – skarżą się lekarze.
– Problemy z nietrzeźwymi, którzy trafiają na nasz oddział ratunkowy, były i nadal są bardzo duże. W ogóle nie odczuliśmy, że została otwarta izba wytrzeźwień – podkreśla Gabriel Maj, dyrektor wojewódzkiego szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. – I to się nie zmieni, dopóki nie zmienią się przepisy. W tym momencie tylko policja i Straż Miejska mają prawo przewieźć osoby pod wpływem alkoholu do izby wytrzeźwień.
Takich uprawnień nie ma natomiast ani pogotowie, ani szpital. Określa to rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie organizacji izb wytrzeźwień. – Zarówno policja jak i Straż Miejska może zabrać osobę pod wpływem alkoholu do izby wytrzeźwień, ale tylko w przypadkach jeśli stwarza zagrożenie dla siebie lub innych osób, jest agresywna i musi być odizolowana do momentu wytrzeźwienia – wyjaśnia podkomisarz Kamil Gołębiowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
– I w tym tkwi problem. Wszyscy nietrzeźwi, których zabierze karetka, trafiają na SOR i muszą u nas zostać, bo nie możemy ich odesłać do izby. Policja może do nas przyjechać tylko w przypadku, kiedy pacjent jest agresywny, a przecież to nie jest regułą – zaznacza Maj. – Za obsługę takich pacjentów szpital płaci ponad 700 tysięcy złotych rocznie. W większości to osoby nieubezpieczone w Narodowym Funduszu Zdrowia, więc wystawiamy im faktury. Ale rzadko który z takich pacjentów je płaci.
Problem z nietrzeźwymi ma też SPSK nr 4 przy ul. Jaczewskiego w Lublinie. – Z tego co obserwuję, sytuacja w ogóle się nie zmieniła od momentu otwarcia izby. Nadal mamy bardzo dużo takich osób – mówi ratownik medyczny, który pracuje na SOR-ze w SPSK 4. – Niektórzy z nich są już tak wyedukowani, że potrafią symulować jakieś dolegliwości, np. ból w klatce piersiowej, żeby zabrała ich karetka.
„Wytrzeźwiałka” działa od końca kwietnia. – Są dni, że trafiają do nas trzy osoby, a zdarza się, że jest ich kilkanaście. W ubiegły piątek mieliśmy dziewięć osób – mówi Adam Mołdoch, zastępca dyrektora Centrum Interwencji Kryzysowej (tak oficjalnie nazywa się izba) w Lublinie. – Od momentu otwarcia mieliśmy dwie osoby małoletnie, a także dwie osoby, które trafiły do nas kilkukrotnie. W stosunku do małoletnich skierowaliśmy już sprawę do sądu rodzinnego, a w przypadku osób, które były u nas kilkakrotnie, sprawa została skierowana do komisji do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych.