Na etykiecie ma znaleźć się informacja, że w paczce jest 480 kart do głosowania. Ale w środku ma być tylko 320 arkuszy. Takie wymogi postawił lubelski Ratusz drukarniom starającym się o zlecenie na wykonanie kart do głosowania w drugiej turze wyborów.
Wymagania wobec drukarni są ściśle określone. Ratusz przygotował listę 204 obwodowych komisji wyborczych wraz z informacją, ile kart należy przygotować do każdej z nich. Wszystkie karty muszą być skrupulatnie policzone i zapakowane. Osobno dla każdej komisji. Na paczce musi się znaleźć etykieta z informacją, dla którego lokalu wyborczego jest ona przeznaczona i ile kart zawiera.
I tu pojawił się problem. Bo dokumenty są ze sobą sprzeczne. Weźmy następujący przykład: lokal wyborczy mieszczący się w administracji przy ul. Lubartowskiej powinien dostać 320 różowych kart w paczce z etykietą informującą, że kart jest... 480. Takie rozbieżności pojawiają się niemal przy każdym lokalu. Do szpitala przy al. Kraśnickiej ma trafić 860 kart, ale według etykiety ma być ich 1300.
- O tych rozbieżnościach dowiaduję się od pana - dziwi się Barbara Danieluk, pełnomocnik prezydenta miasta do spraw wyborów. - Pracownicy zamieszczali ogłoszenie o przetargu wieczorem i zapewne się pomylili. Jeśli jest tak, jak pan mówi, to sprostujemy treść ogłoszenia.
W dniu głosowania drukarnia będzie musiała czekać w pogotowiu, by dodrukować więcej kart. Urząd zamawia mniej blankietów, niż jest mieszkańców uprawnionych do głosowania. Ratusz oszacował frekwencję na 40 proc.
Według danych na koniec września Lublin ma 336 687 mieszkańców. Uprawnionych do głosowania jest 276 294 osób.
Cztery lata temu w pierwszej turze wyborów samorządowych frekwencja w I turze wyborów prezydenta miasta wyniosła w Lublinie 33,69 proc. W drugiej turze była jeszcze niższa i sięgnęła zaledwie 28,57 proc.