Grupa osiłków wdarła się dziś do mieszkania rodziny z trójką dzieci. Wyłamali drzwi, wybili wszystkie szyby i wyrwali futryny okien. To właściciel kamienicy postanowił pozbyć się lokatorów. Policjanci nie reagowali.
Tak zaczął się wtorkowy poranek u państwa Mytyków z ul. Bernardyńskiej w Lublinie. Od sześciu lat wynajmują tam niewielki lokal. Mieszkają z trzema synami, z których najmłodszy ma pięć lat.
– Był przerażony, zaniemówił i dostał gorączki – mówi Monika Mytyk. – Obcy ludzie demolowali mieszkanie. Stłukli szyby, powyrywali okna i drzwi. Kazali się wynieść do piątku.
W sobotę wygasła umowa na wynajem mieszkania. O tym, że nie zostanie przedłużona, rodzina dowiedziała się przed paroma tygodniami. Szukają nowego miejsca ale nie spodziewali się, że właściciel wyrzuci ich siłą.
Ten pojawił się w towarzystwie kilku pomocników. Na widok dziennikarza wpadł w furię i zaczął rzucać groźby. Zablokował wejście do kamienicy. Nie chciał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wyrzuca lokatorów i siłą wdziera się do mieszkania.
Lokatorzy płacili czynsz i nie mają długów wobec kamienicznika. Wezwali policję, ale mundurowi postanowili się nie wtrącać. Przyjęli argumenty właściciela. Stwierdzili, że nie ma mowy o nielegalnej eksmisji, bo właściciel jedynie przygotowuje lokal do… wymiany stolarki okiennej.
– Naszym zdaniem policjanci dopuścili do przestępstwa – mówi Jarosław Niemiec z kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. – Nie można na własną rękę stanowić prawa i sięgać po przemoc. Złożymy w tej sprawie skargę do Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie i prokuratury.
Zdaniem policji, funkcjonariusze zrobili, co do nich należało. – Ustalili, jaka jest sytuacja i pouczyli obie strony – mówi podkomisarz Jacek Deptuś z lubelskiej policji. – Zainteresowani muszą załatwić ten spór na drodze cywilnej.
Prawnicy zgadzają się, że kamienicznik powinien najpierw iść do sądu. Przyznają jednak, że siłowe wejście do mieszkania, to najbardziej skuteczny sposób na pozbycie się lokatorów.
– Człowiek nie zachował się elegancko, ale miał do tego prawo – uważa Bartosz Głowacki, z kancelarii Lex Generis. – To jego lokal i po tym, jak wygasła umowa, może zrobić z nim co chce. Ale tych ludzi nie można wyrzucić na ulicę, zwłaszcza, że mają małoletnie dzieci.
Dla najmłodszego syna państwa Mytyków, wczorajszy dramat może mieć poważne konsekwencje.
– To był olbrzymi szok, który może skutkować długoletnią traumą – mówi dr Anna Siudem, psycholog z UMCS. – Mogą wystąpić zaburzenia fizjologiczne albo kłopoty w rozwoju emocjonalnym.