Na efekty konfliktu między lekarzami rodzinnymi a pielęgniarkami szkolnymi nie musieliśmy długo czekać. Większość 14-latków z Lublina nie ma obowiązkowych szczepień przeciw chorobom zakaźnym. Wczoraj poznaliśmy wyniki kontroli sanepidu, który zamierza zawiadomić prokuraturę.
W sanepidzie przyznają, że to olbrzymie braki w realizacji kalendarza szczepień. Sanepid zapowiada, że w poniedziałek rozpocznie szczegółową kontrolę wszystkich punktów szczepień na terenie miasta. – Nie wykluczamy doniesienia do prokuratury – zapowiada Tłuczkiewicz.
Uczniowie nie są szczepieni, ponieważ lekarze rodzinni, pielęgniarki szkolne oraz Narodowy Fundusz Zdrowia nie mogą się dogadać: kto i gdzie ma szczepić uczniów. Konflikt trwa prawie od roku. Zaczęło się od tego, że lekarze nie chcieli iść do szkół, żeby badać i kwalifikować uczniów do szczepień. A pielęgniarki szkolne nie chciały przyprowadzić dzieci do przychodni. Potem doszły nieporozumienia co do zapisów w umowach z funduszem zdrowia, pieniędzy, itd.
Pielęgniarki szkolne powołują się teraz na przepisy z października ubiegłego roku. – Jasno wskazują, że to lekarz kwalifikuje i organizuje wykonanie szczepień – mówi Teresa Ślusarska z Termedu, mającego gabinety pielęgniarskie w szkołach Lublina.
Teresa Dobrzańska-
Pielichowska, lekarz rodzinny zapewnia, że tak nie jest. – Naszym obowiązkiem jest jedynie zbadanie dziecka przed szczepieniem – mówi. – Po badaniu dawaliśmy rodzicowi karteczkę, z którą ten szedł na zastrzyk do pielęgniarki w szkole. Natomiast teraz pielęgniarki szkolne oddają rodzicom karty szczepień i odsyłają ze wszystkim do lekarzy rodzinnych.
Narodowy Fundusz Zdrowia podziela zdanie pielęgniarek, że lekarze odpowiadają za wszystko. – Na nich spadnie odpowiedzialność – mówi Elżbieta Lasota, rzecznik prasowy NFZ w Lublinie. •