Studentka oskarża policjanta, że zgwałcił ją w izbie zatrzymań lubelskiej komendy. Prokurator uwierzył dziewczynie.
Pijaną studentkę farmacji patrol policji zatrzymał na ulicy w Lublinie w nocy 26 lutego br. Dziewczyna nie potrafiła podać adresu, pod który można było ją odwieźć. Ponieważ na dworze było mroźno, policjanci odstawili ją do izby zatrzymań Komendy Miejskiej Policji. Miała tam wytrzeźwieć.
- Kobieta została zabrana do izby ze względów bezpieczeństwa. Nie można było jej zarzucić wykroczenia czy przestępstwa - tłumaczy Marek Woźniak, zastępca Prokuratora Okręgowego w Lublinie.
- Prowadzący sprawę odbierają pokrzywdzoną jako osobę wiarygodną - mówi Robert Bednarczyk, prokurator apelacyjny w Lublinie. - Podała bardzo szczegółowy opis tego, co zaszło. Powstaje pytanie, dlaczego chciałaby niesłusznie pomówić akurat tego policjanta, a np. nie tych, którzy ją zatrzymali na ulicy.
Studentka dokładnie opisała gwałciciela. Rysopis pasował tylko do 32-letniego sierżanta Grzegorza K., który 26 lutego wraz z trzema kolegami miał służbę w izbie. Policjant został zatrzymany. Pokazano go studentce, a ta potwierdziła, że to właśnie on ją zgwałcił. Prokuratura postawiła mu zarzut wykorzystania bezbronności kobiety i dwukrotny gwałt.
Lubelska policja nie bierze w śledztwie udziału. Przesłuchania przeprowadzają prokuratorzy wspomagani przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej.
- Nie będziemy komentować sprawy, czekamy na ustalenia prokuratury - ucina pytania Agnieszka Kwiatkowska z biura prasowego KMP w Lublinie.